Biegaczka powtórzyła wczoraj wcześniejsze deklaracje, że nie wie, skąd wzięła się w jej organizmie erytropoetyna (EPO). Trener kadry biegaczy, Wiesław Cempa (40 l.) przekonywał, że też nie wie, bo nie jest w stanie kontrolować wszystkiego.
Członkowie komisji PZN rozmawiali z Marek około godziny. Z trenerem Cempą - podobnie. Na kolejnym posiedzeniu komisji, w poniedziałek, pojawić się mają: ukraiński lekarz kadry dr Witalij Trypolski, czworo innych kadrowiczów w biegach narciarskich i serwismen.
- Zawodniczka nie skorzystała z możliwości współpracowania z komisją przy wyjaśnianiu sprawy i poszukiwaniu innych winnych. A została powiadomiona, że mogłoby to pozwolić na złagodzenie przyszłej kary nawet o połowę - mówi "Super Expressowi" członek komisji, prof. Zbigniew Waśkiewicz, rektor katowickiej AWF, gdzie studiuje Kornelia Marek. - Zawodniczka powiedziała tylko, że od trzech lat brała różne preparaty od doktora Trypolskiego, ale nie wie, co się w nich znajdowało i nie wini go - dodaje prof. Waśkiewicz.
Wyjaśnienia Marek nie wypadły przekonująco. Brakuje w nich logiki i konsekwencji. Zwłaszcza we fragmencie, w którym twierdzi, że z pełnym zaufaniem przyjmowała od dr. Trypolskiego substancje, których treści nie znała (sam dr Trypolski w poniedziałek został przez PZN zwolniony z pracy). Z kolei pytana wczoraj o swój dobry występ na igrzyskach (6. miejsce w sztafecie i 11. na dystansie 30 km) odpowiedziała:
- Pozwoliła mi go osiągnąć wiara w siebie.
Po wczorajszym dniu prof. Waśkiewicz nie jest optymistą, co do pełnego wyjaśnienia kwestii dopingu.
- Poznaliśmy pewne nowe szczegóły, o których nie było wiadomo wcześniej, ale jeżeli Kornelia i Witalij Trypolski nie wniosą czegoś nowego, to trzeba będzie przyjąć, że... to cud sprawił, iż w jej organizmie znalazło się EPO - nie ukrywa ironii rektor AWF. - Pozostaje jeszcze ewentualność oddania sprawy prokuratorowi pod zarzutem czynienia zawodniczce szkody na zdrowiu bez jej wiedzy. Bo ona twierdzi, że nie wiedziała - dodaje.