Pingpongistka, która urodziła się bez prawego przedramienia, wygrała w Londynie pięć meczów. Ale jej finałowy pojedynek z Chinką Yang Chian nie był "spacerkiem". Gdańszczanka po zaciętej walce wygrała 3:2.
- Z tą samą zawodniczką wygrałam gładko 3:0 w grupie kwalifikacyjnej, ale finał nie układał się po mojej myśli. Było trochę nerwów - nie kryła Natalia. - W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że ona jest bardziej zestresowana niż ja. To mi pomogło.
"Super Express": - Który z trzech tytułów mistrzowskich przyszedł pani z największym trudem?
Natalia Partyka: - Najłatwiej jest wygrać po raz pierwszy, gdy zwycięstwo nie jest oczekiwane. Trudniej to powtórzyć, gdy jest się faworytem. A jeszcze trudniej powtórzyć raz jeszcze.
- Grała pani lepiej niż podczas igrzysk dla pełnosprawnych?
- Nie, to wtedy grałam dużo lepiej. Tam rywalki były bardziej wymagające i zmuszały mnie do lepszej gry. Teraz dodatkowo ciążyła mi presja. Przed turniejem wszyscy wokół rozdawali medale. Przed finałem mówili, że to dla mnie formalność. Ja jednak uważałam, że nie będzie tak łatwo. I nie było. Większość moich rywalek grała ze mną na luzie, wiedząc, że nie są faworytkami. Cieszę się ze złota i z tego, że wytrzymałam napięcie.
- Czy daje pani satysfakcję to, że w paraolimpiadzie udaje się pokonać pingpongistów z Chin?
- Tak, fajnie, że z nimi wygrywamy. I ja, i Patryk Chojnowski, który wygrał singla męż-czyzn.