Pierwszą słynną wpadkę dopingową, bo olimpijską, zaliczył w 1988 roku na zimowych igrzyskach olimpijskich napastnik reprezentacji Polski, Jarosław Morawiecki. Tłumaczył, że doping (testosteron) w jego organizmie, to efekt czyjegoś sabotażu. Ktoś miał "zatruć" barszcz z krokietem, który polscy hokeiści jedli na spotkaniu z Polonią w kanadyjskim Calgary. Zawodnik został zdyskwalifikowany na 18 miesięcy, a wynik meczu z Francją (6:2) został zweryfikowany na 0:2.
Mariusz Wach znowu na dopingu?!
Potem wpadali m.in ciężarowcy Marcin Dołęga i Szymon Kołecki, czy obecny piłkarz Lechii Jakub Wawrzyniak (środki odchudzające zawierające sterydy). W ich przypadku zawieszenie trwało po kilka miesięcy. Kłopoty nie ominęły wielkich ikon, jak Justyna Kowalczyk. Najlepszą polską biegaczkę narciarską w historii przyłapano na dopingu na MŚ w Oberstdorfie w 2005r. Testy antydopingowe wykazały obecność w organiźmie deksametazonu. Zawodniczka słusznie tłumaczyła, że pod nieobecność w kadrze lekarza zażywała zwykłe leki na ból ścięgna Achillesa. Dwuletnią dyskwalifikację Kowalczyk skrócono i po pół roku zawodniczka wróciła do sportu. Od tego momentu jest czysta jak łza.
Wpadła też koleżanka Justyny z reprezentacji, Kornelia Marek (obecnie, po mężu Kubińska). Złapano ją na dopingu na igrzyskach w Vancouver (2010). Swoje odcierpiała i wróciła na ZIO w Soczi (2014). Na igrzyskach w Pekinie (2008) wpadł też nasz kajakarz Adam Seroczyński. Zakończył karierę. Cały czas utrzymuje, że clenbuterol dostał się do jego organizmu z mięsa drobowiego.