- Czy pożegnał się pan z myślami o zakończeniu kariery?
- One pojawiły się w trakcie Turnieju Czterech Skoczni. Dość dawno przecież nie zdarzyło się, żebym nie wszedł do czołowej trzydziestki, tak jak w Ga-Pa. Dostałem wielki cios i nie wiedziałem, jak się zachować. Nachodziły mnie myśli, że może to już koniec i że może powinienem odpuścić. Ale tych myśli już dawno nie ma.
- Na treningach w czwartek skakał pan, jak za najlepszych czasów.
- Rzeczywiście. Po skoku na 136 metrów wszyscy mówili mi, że to był wielki skok.
- A na ile jest pan zadowolony z występu w piątek?
- Moje skoki nie były tak dobre, jak w czwartek albo na treningach w Lahti. Ale to dlatego, że zawody w Zakopanem wypadły dla mnie za wcześnie. Dla najlepszej publiczności chciałem skoczyć jak najlepiej i w drugiej próbie trochę spóźniłem odbicie, narty wyszły za szybko z progu i już nie odleciałem jak dzień wcześniej. Ale mam nadzieję, że będzie coraz lepiej.
- Wrócił pan do walki z najlepszymi...
- Tak, to bardzo miłe uczucie.
- "Naprawił" pana Hannu Lepistoe?
- On jest wielkim autorytetem i kiedy mówi mi, żebym zrobił tak a tak, to nie kombinuję i robię, co on mówi. A z Łukaszem Kruczkiem bardzo często dyskutowaliśmy. I kiedy powstał taki duży "dołek" formy, potrzebowałem bicza na siebie.