Z jednej strony to poczucie odziedziczył po poprzednich zarządach federacji piłkarskiej. Jej samodzielność finansowa i niezależność od polityków jest gwarantowana powiązaniami z UEFA i FIFA. Było już parę prób przewrócenia związku wokół którego odory korupcji unoszą się nie od wczoraj, a od paru dziesięcioleci. Ale przy każdej próbie reformy, zęby szczerzyła FIFA, groziła wykluczeniem z rozgrywek i po paru groźnych okrzykach reformatorzy się cofali.
Grzegorz Lato czuje się pewny, bo za progiem jest Euro 2012. Rozpędzenie PZPN mogłoby skutkować np. przeniesieniem całej tej imprezy na Ukrainę. I to wcale nie abstrakcja...
PZPN od lat jest oblężoną twierdzą. Stoi na fundamencie splątanych interesów, jakie łączą działaczy, właścicieli klubów, sędziów i piłkarzy. Fundament podlany jest hektolitrami wypitej wódeczki, utrwalony prywatnymi znajomościami i przyjaźniami. Od lat ci sami ludzie przyjeżdżają na kolejne zjazdy PZPN i dbają żeby przede wszystkim żadna zewnętrzna siła nie miała wpływu na to co dzieje się wewnątrz. Jak do żadnej innej instytucji pasuje tu, wyciągnięte z lamusa IV RP, słowo "układ".
PZPN-owi nie dało rady paru politycznych „zakapiorów”. Byłoby śmiesznie gdyby ten śmietnik zlikwidowała delikatną rączką pani minister Joanna Mucha, przez wielu traktowana jako rządowa maskotka.