Dla niektórych pokonanie półmaratonu jest wyzwaniem, dla innym maratonu, a jeszcze kolejni próbują sił w Ironmanie. Dla Roberta Karasia wszystkie wymienione konkurencje są "lekką rozgrzewką", bo to, czego dokonał w ostatnich dniach może nie mieścić się w głowie. Triathlonista podjął się niebywałego zadania, jakim było pokonanie dziesięciokrotnego Ironmana, który składa się z 38 km pływania, 1800 km jazdy rowerem i 422 km biegu.
Robert Karaś przeżywał wewnętrzny dramat. Wtedy na ratunek przyszła żona
Podczas pokonywania tej katorżniczej trasy Karasiowi odnowiła się kontuzja, doznał zapalenia mięśnia piszczelowego przedniego, ale nie zdołało go to powstrzymać. Trasę pokonał w 164 godz. 14 minut i 2 sek.. Był to wynik o ponad 18 godzin lepszy od dotychczasowego rekordu świata. Teraz Karaś zdecydował się wyjawić, że miał poważne chwile zwątpienia.
- Było wiele trudnych momentów, ale tu załamany byłem najbardziej. Zadzwoniłem do Agi, żeby się wypłakać. Nie byłam w stanie wypowiedzieć słowa. Jakieś 10 godz. do końca - napisał zawodnik na Instastories, dołączając zdjęcie z wideo rozmowy. Na fotografii widzimy zapłakanego Karasia oraz Agnieszkę Włodarczyk, która nie mogła towarzyszyć mężowi w Brazylii.