Natalia Sadowska

i

Autor: Materiały prasowe Natalia Sadowska

Sadowska po finale MŚ. Złość, rozczarowanie, sława i incydent z rosyjską flagą [WYWIAD]

2021-05-04 12:28

- Jeszcze dwa tygodnie temu nikt nie słyszał o warcabach stupolowych, ani o mnie. Teraz piszą o nas wszyscy - mówi Natalia Sadowska. Polka po wielkim boju, dopiero po szóstej dogrywce, przegrała mecz o mistrzostwo świata z Rosjanką Tamarą Tansykkużyną. Warcabowe święto w hotelu Bellotto wyniosło warcaby na zupełnie inny poziom.

- Jak wyglądała noc po takim meczu? Ostatnią rundę grałyście niemal do północy, a zaczęłyście po śniadaniu.

- Ciężko. Przespałam może z pięć godzin. Zmęczenie psychiczne pewnie szybko nie minie. Pewnie będę się tak czuła przez najbliższy miesiąc. Frustracja i rozczarowanie. Liczyłam na inne zakończenie. Mecz „szedł” w moją stronę. Miałam dużo lepszych partii, ale taki jest sport. Nie chcę powiedzieć, że przegrała lepsza, ale mam do siebie sporo pretensji.

- Fanów przybywało z każdym dniem rywalizacji…

- Widziałam, że codziennie padały rekordy oglądalności na YouTubie. Ostatnią rozgrywkę oglądało ponad osiem tysięcy ludzi. Dla mnie to kosmos.

Natalia Sadowska WICEMISTRZYNIĄ ŚWIATA! Polka przegrała w finale po heroicznym boju

O złoto w Bellotto. W Warszawie trwa wielki finał MŚ w warcabach

- Grałaś kiedyś tak wyczerpujący mecz?

- Nigdy. I to trochę miało wpływ na przegraną. Nigdy wcześniej nie było dogrywek. One oczywiście są w regulaminie, ale prawdopodobieństwo, że one będą były małe i nikt nie zmieniał systemu. Nie powinno być tak, że gramy aż tyle godzin jednego dnia. Dodatkowa rozgrywka powinna być zaplanowana na drugi dzień, by podejść do niej ze świeżym umysłem. Bo ostatnią partię przegrałam na poziomie dziecka. Wpadłam na kombinację jednoruchową, którą umiałam robić jako 10-latka. Nie powinno się to wydarzyć, ale wyszło zmęczenie.

- Całe to pozytywne zamieszanie wokół warcabów, to jednak wasze największe zwycięstwo?

- Ta myśl mnie pociesza, mecz przegrałam, ale jako całe polskie warcaby czujemy się wygrani. Jeszcze dwa tygodnie temu nikt nie słyszał o warcabach stupolowych, o mnie też. Teraz wszystkie media śledziły mecz, dostałam setki wiadomości, bardzo miłych. Słyszałam, że zakupiono bardzo dużo warcabów dla dzieci, mam nadzieję, że będą grać. Zależy nam, by Ministerstwo Sportu nas doceniło.

- Zamieszanie z flagą Rosji miało wpływ na waszą grę.

- Zrobiło się z tego małe show. Nawet mały skandal. Rosjanie trochę rozdmuchali temat. Tamara była świadoma, że może się coś wydarzyć. Jacek Pawlicki (sekretarz meczu – red.) zabrał flagę Rosji na samym początku partii. Nie miało to wpływu na naszą grę, choć zgodzę się z tym, że to było dziwne. Media podchwyciły temat, ale ja się tym nie zajmowałam. To była gierka polityczna, a ta sprawa nie była dla nas istotna.

- Niezależnie od wyniku to chyba był bajkowy tydzień. Grałaś o tytuł, media o tym pisały, mieszkałyście w luksusach hotelu Bellotto w pałacu prymasowskim…

- Ciężko będzie wrócić do normalności. Od środy wracam do pracy w korporacji, koniec urlopu. Nie będzie łatwo się przestawić. Chciałabym, by moje życie sportowca trwało. Kiedyś tak było, bo były turnieje i wyjazdy, ale na razie mamy pandemię. Warcaby weszły na kolejny poziom i liczę na to, że któregoś dnia będę mogła się nim znowu poświęcić w stu procentach. Nie chcę mówić, że rzucę pracę, ale liczę, że ten mecz to dobry początek czegoś nowego w warcabach.

- Myślisz już o rewanżu?

- Chciałabym się zrewanżować najszybciej jak się da. Pierwsza szansa dopiero podczas MŚ w Tallinie w końcówce czerwca, jeśli COVID-19 nie namiesza. Podejrzewam, że podejdę do tego spotkania na 200 proc.

- Mówisz, że całe polskie warcaby zyskały, ale przede wszystkim Ty stałaś się popularna.

- Podczas grania starałam się nie używać telefonu, by nie męczyć oczu, ale dostawałam codziennie kilkadziesiąt wiadomości. Z racji incydentu z flagą dostałam mnóstwo wiadomości nawet z Rosji. A po samym finale wylała się fala. Media tym żyją.

Najnowsze