- Od początku chciałam pobiec jak najlepiej, ale niczego nie planowałam, bo biathlon to taka specyficzna dyscyplina - powiedziała Hojnisz. - Wiedziałam, że na strzelnicy mogę spisać się doskonale i też tak było. Wiadomo, że czasami się chce, ale emocje biorą górę. Dzisiaj byłam opanowana do ostatniego strzału. Gdyby tylko bieg był nieco lepszy, to mogłoby być fajnie. Nie ma jednak co gdybać.
Przeczytaj: Soczi 2014. Biathlon. Monika Hojnisz blisko medalu
- Nie wiem, czy nie mam kontuzjowanej nogi, bo ktoś wbił mi kija - dodała Polka. - Przez chwilę bolało, ale potem euforia i emocje pozwoliły o tym zapomnieć. Trasa była trochę niebezpieczna. Zresztą po tym, jak wjechałam na nią na zakręcie, wjechałam na zabezpieczona bandę, odbiłam sie od niej i pobiegłam dalej. Dzięki Bogu, że ta banda tam była.