- Czuję się spełniony, bo gdybym wracał tylko z jednym medalem indywidualnym, byłby niedosyt ze względu na kolegów z drużyny, którym medal się należał - przyznał strażak z Łowicza, który obiecuje, że po igrzyskach nie ma najmniejszego zamiaru rzucać swojej pracy w jednostce w Łowiczu, w której jest sekcyjnym. Tuż po dekoracji brązem za wyścigi drużynowe Bródka rozmawiał z "SE".
Zobacz również: Soczi 2014. Końcowa klasyfikacja medalowa. Gospodarze na czele! Które miejsce zajęli Polacy?
- Dwa medale w jednych igrzyskach. Czy w ogóle mogłeś to sobie wymarzyć?
- Jadąc tutaj marzyłem przede wszystkim o jednym krążku. Choć mój tato przed wyjazdem powiedział: "Słuchaj, masz przywieźć dwa: jeden indywidualnie i drugi w drużynie". No i został prorokiem. Cieszę się, że rodzina też mnie dopinguje i wspiera w tym, co robię. Na pewno jest to spełnienie marzeń, na pewno stało się coś pięknego, tym bardziej jak zdobywa się dwa medale.
- W Soczi jest spokojnie, bo nie ma wielu kibiców z Polski, ale w kraju po przylocie może być szaleństwo. Czego się spodziewasz?
- Będzie gorąco. Przedsmak miałem po zdobyciu Pucharu Świata. Witało mnie wiele osób, cały powiat łowicki, mieszkańcy Domaniewic. To było tym piękniejsze, że w tym samym czasie wracał z udanej imprezy Jurek Janowicz i nie miał tak licznego powitania. Widać było, że zrobiłem coś wielkiego, wartego zauważenia.
- Dotarły już do ciebie te tytuły, które masz: mistrz i brązowy medalista olimpijski?
- Brzmi pięknie. Na pewno wierzyłem w zdobycie medalu. Gdybym nie wierzył, mógłbym nawet nie podchodzić do startu. I to do każdego startu indywidualnego. Ważne jest pełne zaangażowanie, nawet jeśli wiadomo, że krążek może nie przyjść. Sam występ w igrzyskach też jest ważny, w końcu one są tylko co cztery lata.