Sebastian Kawa, szybowcem nad Himalajami

i

Autor: archiwum se.pl

Szybowcem ponad Mount Everest, niesamowite wyzwanie Sebastiana Kawy

2013-10-18 5:30

Nikt jeszcze nie latał nad Himalajami bez pomocy silnika. Sebastian Kawa (41 l.) chce być pierwszy. Wielokrotny mistrz świata chce w listopadzie przelecieć nad wierzchołkami Mount Everestu i kilku innych himalajskich szczytów. Dotąd było to udziałem jedynie dużych samolotów komunikacyjnych.

Pilot z Bielska-Białej, z zawodu ginekolog położnik, w listopadzie ma atakować z góry wierzchołki Mount Everest (8850 m n.p.m.), Annapurny (8078 m) i Makalu (8481 m), a może też Dhalaugiri (8167 m), Cho Oyu (8201 m), Manaslu (8156 m). Wszystko na dwumiejscowym szybowcu niemieckim ASH 25Mi. W przelotach towarzyszyć mu będą jako współpiloci na zmianę bielszczanin Sławomir Piela i warszawianin Krzysztof Trześniowski.

Zobacz również: Wyścig - film o Niki Laudzie i Jamesie Huncie. Kiedy premiera w Polsce? ZOBACZ ZWIASTUN

- Celem jest przelecenie ponad jak największą liczbą himalajskich wierzchołków. Na fali powietrznej, jaką spotkać można na wysokości 3000-4000 metrów, powyżej chmur, polecieć można daleko i z prędkością bliską 300 km na godzinę - mówi Kawa.

Szybowiec ASH 25Mi należy do mieszkającego w Jeleniej Górze prywatnego właściciela, Jensa Krögera. Jest w pewnym sensie motoszybowcem, bowiem ma mały silnik, a zapas paliwa pozwala na 40 minut lotu.

- Ten silnik ma nam dać niezależność od korzystania z samolotów holujących przy starcie oraz pozwolić na bezpieczny powrót. Niedobrze byłoby lądować na małych lotniskach bezpośrednio pod górskim masywem. Owszem są takie, nawet na wysokości 2700 metrów, ale pas lądowań jest krótki i ma szerokość 20 metrów, mniej niż rozpiętość naszych skrzydeł. Gdyby nawet się udało bezpiecznie wylądować, to ponowny start możliwy byłby tylko przy bardzo silnym wietrze.

Przeczytaj także: Rocznica skoku z kosmosu. Zobacz specjalne wideo z wyczynu Felixa Baumgartnera

Bielski szybownik latał już na wysokości 8000 m. Teraz trzeba będzie jeszcze wyżej. W rozrzedzonym powietrzu niezbędne będą butle z tlenem. Na tym poziomie panuje też temperatura od minus 20 do minus 30 stopni. A w szybowcu ogrzewania nie ma.

- Ale przez oszkloną kabinę maszyny wpada słońce i powstaje wtedy efekt jak w szklarni - uspokaja pilot. - Całe przedsięwzięcie kosztuje około 80 tysięcy złotych, z czego trzy czwarte zjada transport sprzętu. Pieniądze wyłożył kolega i liczy na refundację. Na razie zebraliśmy jedną trzecią tej sumy, głównie dzięki drobnym wpłatom darczyńców. Prowadzimy rozmowy w kwestii sponsoringu - wyjawia niezrażony Sebastian Kawa, dla którego jedyną premią za wyczyny będzie satysfakcja odkrywcy.

Najnowsze