Władysław Kozakiewicz

i

Autor: Marcin Smulczyński

Władysław Kozakiewicz: Wała pokazałem TYLKO Ruskim

2013-11-20 8:00

Młodsze pokolenia kojarzą go głównie z "gestem Kozakiewicza", słynnym "wałem" pokazanym w Moskwie. Władysław Kozakiewicz (60 l.), mistrz olimpijski w skoku o tyczce, nie był w stanie przewidzieć, jakie konsekwencje będzie miał ten gest, gdy pokazywał swoją wyższość wrogiej radzieckiej publiczności. - To był spontaniczny odruch - mówi "Super Expressowi" w drugiej części swoich wspomnień.

- Nigdy potem nie pokazałem nikomu "wała". Na szczęście nie musiałem - twierdzi ze śmiechem bohater biografii "Władysław Kozakiewicz. Nie mówcie mi, jak mam żyć". - Chyba że do fotografii albo dla żartu. A wciąż zdarza się, że gdy zobaczą mnie nieznajomi, to okazuje się, że dla nich jestem głównie tym facetem od gestu. Tak jak ostatnio na spacerze, gdy podszedł do mnie mężczyzna z synem. Ojciec tłumaczył młodemu, że to jest ten mistrz olimpijski w skoku o tyczce, ale tamten nie kojarzył. Dopiero gdy powiedział: "To ten od wała", usłyszał: "Aha, kojarzę".

"Super Express": - Mieszka pan od roku 1985 w Niemczech. Jak to było z tym pana wyjazdem z Polski?

Władysław Kozakiewicz: - Na Zachodzie jestem przez ówczesnego prezesa PZLA Czesława Ząbeckiego. Nie wyjeżdżałem po to, by zostać na stałe. Pojechałem na serię mityngów. Prezes zapowiadał wcześniej, że puści mnie tylko, gdy osiągnę wcześniej wysokość 5,70 m. Tak jakby on był właścicielem moich wyników. Tłumaczyłem, że dla Polski zrobiłem już wiele, chciałbym teraz zarobić dla siebie. Usłyszałem, że jeśli tak, to w takim razie na moje miejsce pojedzie ktoś inny. A ponieważ paszport służbowy miałem w kieszeni, zapakowałem w samochód rodzinę oraz tyczki i pojechałem z własnej inicjatywy. Po drugim starcie zostałem zawieszony jako zawodnik przez PZLA. W kraju zabrano mi mieszkanie, zablokowano konto i naliczono wielki podatek. Obywatelstwo Niemiec przyznano mojej żonie, bo stamtąd pochodzą jej dziadkowie. A po niej - mnie. Od roku 1986 mam dwa obywatelstwa.

Czytaj także: Kozakiewicz dla SE: Ojciec tłukł mnie deską i pięścią DRASTYCZNE SZCZEGÓŁY ŻYCIA LEGENDY

- Nie został pan jednak w Niemczech bogaczem…

- Nie zarobiłem milionów jak Siergiej Bubka, który rozpoczął międzynarodową karierę, gdy w lekkoatletyce zaczęły się duże pieniądze. Ja dostawałem za start po igrzyskach w Moskwie od 1000 do 3000 dolarów, on doszedł do 50 tysięcy za każdy rekord świata. Nagrody rosły, a ja byłem coraz słabszy. Ale nie żałuję. Jestem normalnym nauczycielem w liceum, prowadzę grupę tyczkarzy w klubie. Mieszkam we własnym domu pod Hanowerem. Od początku z tą samą żoną, która prowadzi zajęcia rehabilitacyjne. Jestem do granic zadowolony z życia.

- I spełniony jako sportowiec?

- Tak, bo pomimo przeciwności, osiągnąłem szczyt w postaci złota olimpijskiego, rekordu świata i wielu zwycięstw. I to pomimo wielu przeciwności. Choćby zarzutu, że przede mną nie ma perspektyw. Wmawiano mi to, gdy miałem 19 lat, nie wysłano mnie wówczas na igrzyska 1972 r., chociaż osiągnąłem minimum. Ale z czasem docenił mnie cały świat. Choćby kilka dni temu, gdy na gali IAAF w Monako byłem jednym z gości specjalnych. Podszedł do mnie Usain Bolt, żeby mnie poznać, bo wiele o mnie słyszał.

Najnowsze