We wtorek 2 stycznia III ligowy klub - Victoria Sulejówek przekazała tragiczne informację w sprawie śmierci 24-letniego Borysa Kwiatkowskiego. Bramkarz urodził się w Zduńskiej Woli, gdzie też rozpoczął karierę piłkarską. Kolejnym przystankiem młodego piłkarza był II ligowa drużyna Znicza Pruszków, gdzie nie udało mu się zadebiutować w seniorskiej ekipie. Od września 2018 roku cały czas bronił barw Victorii Sulejówek. ""Z wielkim żalem informujemy, że 31 grudnia zmarł nasz bramkarz Borys Kwiatkowski. Bliskim Borysa składamy szczere kondolencje. Słowa nie ukoją bólu, który czujemy" - przekazano w mediach społecznościowych.
Smutne wieści z piłkarskiego świata. Nie żyje 24-letni bramkarz, dramatyczne informacje
W rozmowie z "Faktem" głos zabrał przyjaciel bramkarza - Sebastian Pindor. - Nie potrafię się z tym pogodzić. Nie dociera do mnie, że Jego już z nami nie ma. Że nie wejdzie do szatni, nie pogada, a po meczu już nigdy pierwszy nie pojedzie do domu - przekazał.
- Cały czas byliśmy w kontakcie. Najpierw z Borysem, a potem z Lucy. Oboje bardzo cieszyli się na ten krótki wypad. Borys grał u nas, szkolił dzieci w Akademii Victorii i pracował jako nauczyciel w Warszawie, w Terapeutycznej Szkole Podstawowej "Chocimska". Lucy też pracowała. Oboje zajęci, ciągle na wszystko brakowało czasu. Dlatego tak czekali na rodzinny wyjazd. Ale już pierwszego dnia Borys źle się poczuł. Dostał gorączki, której towarzyszyły ataki kaszlu. Poszedł do lekarza, jednak pani internistka powiedziała, że nie ma zmian w płucach i wszystko jest w porządku, że to tylko zwykłe przeziębienie. W nocy stan Borysa się pogorszył. Miał duże problemy z oddychaniem. Lucy wezwała pogotowie, które przewiozło Go do szpitala w Jeleniej Górze. Był na tyle silny, że sam zszedł po schodach do karetki. Uspokajał narzeczoną, żeby się nie martwiła, że wszystko będzie w porządku. Po kilku godzinach kontakt się urwał. Trafił na OIOM w Jeleniej Górze. Tam było już tak źle, że został przetransportowany do szpitala we Wrocławiu i podłączony do aparatury zastępującej pracę płuc i nerek. A potem stało się najgorsze… - poinformował z żalem przyjaciel Kwiatkowskiego.