"Super Express": - Twoja historia życia jest dość zawiła. Urodziłeś się w Leningradzie...
Salvador Hidalgo Oliva: - Moi rodzice studiowali w ZSRR i tam przyszedłem na świat w 1985 r. Po trzech latach wróciliśmy na Kubę, niewiele pamiętam z tego pobytu w Związku Radzieckim, nie została mi nawet znajomość języka.
- Teraz mieszkasz w Niemczech i masz tamtejsze obywatelstwo. Jak do tego doszło?
- Chciałem opuścić Kubę jak wielu sportowców, a że mój wujek mieszkał w Niemczech, nawiązaliśmy kontakt. Przeniosłem się, studiowałem tam i zostałem obywatelem Niemiec z myślą, by grać w reprezentacji. Taki przynajmniej był plan. Okazało się, że do dziś Kubańczycy nie dali zgody na zmianę sportowego obywatelstwa. Staram się o to bezskutecznie od 6 lat.
- Zupełnie jakbym słyszał Wilfredo Leona, gwiazdora reprezentacji Kuby, który ma polski paszport...
- Nasze historie są trochę podobne, chociaż ja nigdy nie zagrałem w kubańskiej kadrze jak Wilfredo. Od 11 lat jestem poza Kubą, federacja nawet w pewnym momencie wydała mi list, że nie mam związków z kadrą. I co? Nic, nadal nie mam jej zgody na grę w innej reprezentacji. To nienormalne, FIVB powinna coś z tym zrobić. W piłce nożnej nie ma tego kłopotu, jeśli nie grałeś w kadrze, to po karencji możesz zmienić barwy reprezentacyjne. Światowa federacja zarabia krocie na transferach Kubańczyków, a nie chce rozwiązać tego problemu.
- Wielu ludzi mówi, że grasz energetycznie, porywasz widownię i jesteś przez to podobny do francuskiego gwiazdora Earvina N'Gapetha.
- Miło słyszeć porównania do tak wspaniałego siatkarza. Uważam, że mecz to takie wielkie party, podczas którego można pokazać, jakim się jest. Chcę, by moja energia z parkietu przenosiła się na kolegów z drużyny i na widownię.
- Nosisz efektowną fryzurę, masz sporo tatuaży. Są dla ciebie ważne?
- Każdy jest ważny. Na ramieniu jest krzyż będący dowodem wiary w Boga, noszę na sercu flagę Kuby, mam też wytatuowane piłki do siatkówki. Z tatuażami jest jak z chipsami ziemniaczanymi - im więcej jesz, tym bardziej cię to wciąga. Dlatego na pewno zrobię sobie jeszcze więcej malunków na ciele.
- Czym zaskoczy Jastrzębie w tym sezonie?
- Pokazaliśmy, że potrafimy ograć każdego. Mało brakowało, a pokonalibyśmy mistrza Polski Zaksę, choć zdarzyło się nam też przegrać z dużo niżej notowanym przeciwnikiem z Będzina. To pokazuje, jak silna jest polska liga. W innych krajach mogłem się nie wysilać, grać na 60 proc. i też się wygrywało. U was się tak nie da.