Ach, jakże chcielibyśmy usłyszeć podobne zdania w relacji telewizyjnej 21 sierpnia, gdy będzie rozgrywany finał turnieju siatkarskiego w Rio. Polacy są jedną z drużyn mogących pokusić się o złoto i pójść w ślady starszych kolegów, którzy najpierw w 1974 zostali mistrzami świata, a dwa lata później wygrali igrzyska.
- Niech ekipa Antigi idzie naszym tropem, życzę jej tego serdecznie - przekonuje w rozmowie z "SE" Tomasz Wójtowicz (63 l.), podstawowy bombardier złotej drużyny z lat 70. To on wykonał kilka kluczowych ataków nad siatką, gdy Polacy bronili piłek meczowych w 4. secie finału w Montrealu. To od jego zagrywki rozpoczęła się ostatnia akcja, w której Rosjanie posłali piłkę w aut.
- Nie pamiętam dokładnie całego finału, ale najważniejsze chwile na pewno - wspomina Wójtowicz. - Kiedy rywale mieli meczbole, dostałem do zbicia piłki mogące zadecydować o naszej porażce. Czy się bałem? Młody byłem, jeszcze nie wiedziałem, że jest w ogóle coś takiego jak stres - śmieje się jeden z najsłynniejszych polskich siatkarzy w historii, który w czasie igrzysk w Montrealu miał niespełna 23 lata.
- Wagner zapowiedział złoto i trochę nam to ciążyło psychicznie, ale wygląda na to, że dobrze zrobił - uważa Wójtowicz. - W Rio liczę na wybuch formy naszych chłopaków, mam nadzieję, że trenerzy celują z dyspozycją drużyny w ćwierćfinał, który może być najważniejszym meczem turnieju. Niech chłopcy spokojnie szykują się do walki i niech ich nie rozkojarzy barwna atmosfera wioski olimpijskiej.