Polak wraca do cyrku F1 po raz pierwszy od sezonu 2010 i po tragicznym wypadku rajdowym z lutego 2011 r., w którym o mało nie stracił życia, a jego prawa ręka nie jest całkowicie sprawna. Mimo to był o krok od podpisania kontraktu wyścigowego kierowcy.
To się na razie nie udało, a jako zawodnik testowy i rezerwowy ekipy Williams Martini Racing ma rolę ograniczoną do pracy na symulatorze, analizy zachowania auta, sprawdzania ustawień, doradzania przy wprowadzaniu ulepszeń technicznych.
Ponadto krakowianina zobaczymy trzykrotnie na torze w piątkowych treningach - w maju w Hiszpanii, w czerwcu w Austrii i w listopadzie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Jest jednak nadzieja, że Robert wskoczy za kółko i naprawdę się pościga. Wszyscy doskonale pamiętają rok 2006, gdy Kubica pełnił podobną rolę "tego trzeciego" w BMW Sauber. W sierpniu został awansowany do roli kierowcy wyścigowego kosztem Jacques'a Villeneuve'a, z którym rozwiązano umowę pięć wyścigów przed końcem sezonu.
Nie da się wykluczyć podobnego scenariusza w przypadku Williamsa, w którym jeżdżą młodzi Lance Stroll i Siergiej Sirotkin. Kubica może pełnić rolę mentora, ale też "strażaka". Eksperci ESPN, oceniając szanse Williamsa w sezonie 2018 stwierdzili, że przy tak niedoświadczonym duecie niechybnie nastąpi wielkie rozczarowanie. A wiadomo, że polski rezerwowy może wtedy odegrać ratunkową rolę.
Robert zapewnia, że jest gotowy na wszystko, a jego ostatecznym celem jest powrót do F1 w starej roli. - Z jednej strony jestem szczęśliwy, że Williams dał mi możliwość bycia częścią teamu i pozwolił testować auto - mówi Kubica. - Ale gdy już jesteś na torze, to jasne, że dobrze byłoby dostać szansę ścigania. Na razie koncentruję się na swoim zadaniu, nie wiem, co przyniesie przyszłość. Gdy patrzę na ostatni rok mojego życia, z pewnością mogę być zadowolony z tego, co osiągnąłem.