Etapy 11. i 12. imprezy rozgrywanej na bezdrożach Arabii Saudyjskiej mają krótszą trasę niż poprzednie. A to dlatego, że stanowią ostry sprawdzian nie tylko umiejętności jazdy, ale i zdolności mechanicznych. Nie można bowiem podczas nich korzystać z pomocy serwisu – ani na trasie, ani w parku maszyn, po etapie. W dodatku dzisiejszy nocleg odbywa się w namiotach na obozowisku nazwanym z angielska „empty quarter”.
- To był naprawdę fajny odcinek z dużą ilością wydm. Bardzo udany dzień - powiedział na mecie 11. etapu Eryk Goczał (18 l.), najmłodszy uczestnik tegorocznej imprezy. - Strzelił nam raz pasek klinowy. Myślę, że sprawnie go wymieniliśmy. Próbowaliśmy potem nadrobić czas po stracie paska. Mamy trochę pracy przy aucie, ale na to się przygotowywałem i jestem szczęśliwy, że sam mogę zadbać o samochód. Myślę, że będzie bardzo dobrze przygotowany na jutro - oświadczył najmłodszy kierowca w stawce Dakaru.
Młody Polak jadący z hiszpańskim pilotem Oriolem Meną, uzyskał drugi czas etapu w tej kategorii tracąc 37 sekund do Litwina Rokasa Baciuski. W „generalce” Baciuska wyprzedza go o 4.17 min.
Z kolei jego ojciec, Marek Goczał jadący z pilotem Maciejem Martonem awansował z czwartej na trzecią lokatę, ze stratą 14.18 min. do lidera. Jego stryj, Michał Goczał z pilotem Szymonem Gospodarczykiem jest ósmy w stawce 38 kontynuujących jazdę kierowców, ze stratą 4:01.18 godz. Klan Goczałów jedzie na samochodach Can-Am Maverick XRS turbo, podobnie jak większość zawodników kategorii pojazdów lekkich.