Dramat Darcy'ego Warda zaczął się 23 sierpnia 2015 roku. Australijczyk uległ poważnemu wypadkowi w meczu Falubazu Zielona Góra z GKM-em Grudziądz. U zawodnika zdiagnozowano złamanie kręgosłupa i przerwanie rdzenia kręgowego.
Trzy miesiące po wypadku, który wywrócił życie utalentowanego żużlowca do góry nogami, Ward udzielił wywiadu brytyjskiemu "Daily Echo".
- Tak naprawdę nic nie mogę zrobić i ta świadomość jest w tym wszystkim najgorsza - mówi smutno. - Niczego nie zmienię, niezależnie od tego ile pieniędzy uda mi się zebrać i jak dobrzy będą lekarze. Pierwsze półtora miesiąca po wypadku to było tak naprawdę nic. Żużlowy sezon cały czas trwał, więc ciągle mogłem oglądać play-off i Grand Prix w telewizji.
Zobacz: Darcy Ward OBRAŻANY po wypadku. Są kary dla kibiców
Brutalna rzeczywistość zaczęła zaglądać w oczy sparaliżowanego sportowca, gdy sezon żużlowy się zakończył.
- Lizzie (dziewczyna Warda, red.) była przy mnie w każdą noc. To dzięki niej byłem w stanie zaakceptować to, co się stało. Moi rodzice i brat musieli już wrócić do domu (do Australli, red.). Gdyby nie Lizzie nie byłbym w stanie wstawać z łóżka i chodzić na ćwiczenia do fizjoterapeuty. Ona podnosiła mnie też na duchu - podkreśla Ward.
Australijczyk doskonale pamięta tragiczny wyścig na torze w Zielonej Górze.
- Pamiętam wypadek, ale nocy po nim już nie pamiętam - przyznaje. - Chciałem pojechać zewnętrznym torem, ale mój partner z drużyny (Patryk Dudek, red) już tam był, więc tego nie zrobiłem. Nie pamiętam, żebym wpadł w dziurę albo popełnił jakiś błąd. Pamiętam tylko jak zahaczyłem o tylne koło Artioma Łaguty i jak potem zacząłem koziołkować. Tak naprawdę kiedy upadasz na tor, niczego nie widzisz, za dużo się dzieje. W końcu zatrzymałem się, a ludzie latali dookoła, pytając czy wszystko jest ze mną w porządku. Już wtedy wiedziałem, że złamałem rękę. Poza tym niczego nie czułem. Potem pojechałem do szpitala i to wszystko, niczego więcej nie pamiętam aż do momentu, kiedy się obudziłem - wspomina Darcy Ward.
- Wcześnie rano ocnknąłem się, to była mniej więcej 2 w nocy. Byłem przytomny, ale nie rozmyślałem za bardzo o tym, co się stało. Byłem nieźle otumaniony środkami przeciwbólowymi i starałem się po prostu przetrwać jakoś ten dzień. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że ten wypadek był aż tak okropny - dodaje Australijczyk.
Sprawdź: Grand Prix na Narodowym: Sprzedano 23 tysiące biletów na LOTTO Warsaw FIM SGP of Poland!
W końcu żużlowiec dowiedział się, że jest sparaliżowany.
- Myślałem wtedy o wielu rzeczach. O tym, że nie powinienem podpisać kontraktu z Zieloną Górą. Narobiłem sobie wtedy wielu wrogów wśród fanów w Toruniu, ale chciałem po prostu mieć duże nazwisko w dużym klubie i walczyć w play-off. Co by się ze mną stało, gdybym nie poszedł do Falubazu? Miałem tyle innych opcji, ale ta wydawała się najlepsza - bije się z myślami Ward. - Wracam do wielu momentów w mom życiu i zastanawiam się, co by było, gdybym podjął inne decyzje. Czy można było uniknąć tego błędu i wypadku? - zastanawia się żużlowiec.
Darcy Ward nie poddał się. Cały czas wierzy, że dzięki mozolnym ćwiczeniom i rehabilitacji uda mu się odzyskać przynajmniej część sprawności fizycznej. Przyznaje jednak, że często przeżywa ciężkie chwile.
- Złe dni zaczynają się już od kiepskich poranków. To okropne, gdy nie jesteś w stanie wstać, kiedy się obudzisz. Muszę czekać aż Lizzie mi pomoże. Ciężko jest, gdy się obudzę i mogę tylko bezczynnie leżeć w łóżku - dodaje Ward.
Żużlowiec przebywa cały czas w Wielkiej Brytanii, ale planuje wrócić do Australii.
- Pewnie kupimy dom gdzieś na wybrzeżu i spróbujemy zacząć życie od nowa, ale chciałbym każdego roku wracać (do Europy, red) i wciąż być częścią tego sportu - uśmiecha się Darcy Ward.