Od początku polski żużlowiec jeździł fenomenalnie. Widać było, że znakomicie dostosował ustawienia motocyklu do nawierzchni. Wygrywał niemal wszystko, co się dało. Niemal, bo zabrakło tej kropki nad "i", czyli wygrania Grand Prix Polski. Jednak i za drugie miejsce w finale warto Golloba pochwalić. W finale na początku był już czwarty, ale dzięki świetnej technicznie jeździe na dystansie przesunął się do przodu, przegrywając nieznacznie tylko ze Szwedem Antonio Lindbaeckiem.
Trudny sezon
Gollob, który mimo porażki w finale zdobył w Toruniu najwięcej punktów, mógł czuć niedosyt, a Hancock promieniał. Amerykanin męczył się w Toruniu, ale mimo to pokazał wielką klasę, dochodząc aż do finału. Pozwolił Gollobowi na odrobienie 8 z 14 punktów.
- Liczyłem, że będzie to piękny wieczór dla polskich kibiców - powiedział po zawodach Gollob. - Nie ma jednak ani brązowego medalu, ani zwycięstwa w toruńskich zawodach. Nie uważam jednak, by to był całkowicie nieudany dla mnie wieczór. Jest drugie miejsce, które trzeba przyjąć z radością. To był dla mnie trudny sezon. Kilka turniejów poszło słabiej, bo zdarzało się, że szwankował sprzęt. Końcówka nastraja jednak optymistycznie. Nie czuję się jeszcze staro i zapewniam was, że długo będziecie mnie oglądać - dodał mistrz świata z 2010 roku.
Dobry Janowski
W Grand Prix Polski wystąpili jeszcze dwaj Polacy: Jarosław Hampel (30 l.) i Maciej Janowski (21 l.). Pierwszy z nich nie wrócił jeszcze do formy po złamaniu nogi w czerwcu i w Toruniu był cieniem samego siebie. Miło zaskoczył za to Janowski, który ze starymi mistrzami walczył jak równy z równym i odpadł dopiero w półfinale.