- Jak będziesz wspominał Grand Prix Polski w Gorzowie?
- Bardzo dobrze. Była nawet lepsza atmosfera niż w Warszawie. Może i stadion dużo mniejszy, ale echo niosło się mocniej. Kibice się fajnie bawili.
- Czego zabrakło do zwycięstwa?
- Przed półfinałem czułem się szybki. W finale pokonał mnie jednak "Tajski" Woffinden. Kiedy mnie wyprzedzał, miałem jeszcze cień nadziei, że uda się odeprzeć ten atak. Ale nie dałem rady, on był po prostu szybszy. Szkoda, bo ekstra byłoby wygrać pierwsze Grand Prix w karierze i to jeszcze w Polsce.
- Niemal wszyscy żużlowcy podkreślali, że to były bardzo trudne zawody. Dlaczego?
- Gorzowski tor się zmienia, nawierzchnia za każdym razem jest inna. Moje zapiski z wcześniejszych zawodów poszły jak krew w piach. To ciężki do rozgryzienia tor. I tak jestem zadowolony, bo osiągnąłem finał.
- Znów nie byłeś do końca zadowolony ze swoich silników?
- Cały sezon się powtarzam i słyszę, że Dudek tylko narzeka. Ale taka jest prawda. W ubiegłym roku trafiliśmy z dwoma silnikami i jechałem jak z nut, a w tym sezonie mam sześć silników i cały czas poszukuję tego najlepszego. Ten, kto nie jeździ na żużlu, nie poczuje tego od środka. Dlatego troszkę narzekam. Jakbym miał takie silniki jak w tamtym roku, to uuuu. (śmiech).
- Mimo to pachnie twoim medalem w Grand Prix.
- Zostały cztery rundy i ciasno zaczyna się robić w czołówce. Będzie się działo. Fajnie by było dalej tak dobrze punktować, nie zrobić żadnej wtopy.
- Z twoich sukcesów cieszy się zapewne Brytyjczyk Craig Cook. Jeśli utrzymasz się w ósemce Grand Prix, on awansuje do przyszłorocznego cyklu jako czwarty w GP Challenge w Togliatti.
- Craig spamuje mnie na Twitterze. Fajnie, że mam nowych fanów i więcej lajków (śmiech).