Janowski występował w biało-czerwonym stroju, a przecież narodowe barwy zawsze towarzyszyły w mistrzowskich zawodach Gollobowi. W Warszawie "Magic" jeździł jak pan Tomasz w najlepszych czasach. Bezbłędnie wybierał najlepsze ścieżki, świetnie dopasował motocykl do tymczasowego toru i odważnie ścigał się z gwiazdami żużla. Wystarczyło to na drugie miejsce, bo w finale nie do pokonania był Szwed Fredrik Lindgren. Pozostali Polacy pojechali w Warszawie nieco słabiej. Bartosz Zmarzlik był 6., Patryk Dudek 7., Piotr Pawlicki 9., a Przemysław Pawlicki - 15.
- Jeżeli Tomek oglądał, to wysyłam mu mnóstwo buziaków! Życzę mu dużo siły, wiele razy pokazywał, że walczy do końca i wierzę, że teraz też tak będzie - powiedział po zawodach Janowski.
- Bardzo dużo energii kosztowały mnie te zawody. Po każdym wygranym biegu głośno się na siebie darłem. Było we mnie tyle emocji i energii, że krzyczałem do siebie. Gdy zjechałem do boksu po półfinale, ledwo oddychałem. Myśli kotłowały mi w głowie, normalnie czacha dymiła (śmiech)! Bardzo chciałem, by kibice mogli odsłuchać Mazurka Dąbrowskiego, ale Fredrik był za szybki. Gratuluję mu, a ja będę się starał w następnych zawodach - podkreślił Janowski.
Napis "Tomasz Gollob" na kombinezonie Janowskiego to nie był oczywiście jedyny hołd dla legendarnego żużlowca, który z uszkodzonym rdzeniem kręgowym leży w szpitalu w Bydgoszczy. Kibice kilkakrotnie skandowali jego nazwisko, a wokół trybun organizatorzy w widocznym miejscu zapisali wszystkie miejsca, w których Gollob wygrywał konkursy Grand Prix (w sumie 22). Z kolei po dekoracji na stadionie zgasły światła i rozpoczął się wyjątkowy laserowy show dedykowany mistrzowi. Na jego koniec oczom tysięcy kibiców na Narodowym ukazał się napis: "Tomku, jesteśmy z Tobą!".
Następne zawody za dwa tygodnie w Dyneburgu na Łotwie.