Psuedonimy z Podlasia:
Robert "Shy" Świerzbiński – Absolutny faworyt, choć patrząc na jego poczynania przydomek jest mocno nietrafiony. Białostoczanin dosyć odważnie wkroczył w zawodowstwo, bo zaczął od 11. zwycięstw. "Nieśmiały" nie śmiał odmówić oferty walk późniejszym mistrzom świata, czyli Davidowi Lemieux (w 2013 roku w Montrealu, porażka przez k.o. w 1. rundzie) i Chrisowi Eubankowi Jr. (W 2014 w Liverpoolu, porażka przez t.k.o. w 7. rundzie). Z takim przydomkiem trudno byłoby zawojować światowe ringi.
Dariusz "Gladiator" Snarski – Kolejny reprezentant Podlasia. Ringowy przydomek nijak miał się ani do jego warunków fizycznych (gladiator w wadze średniej?), ani tym bardziej do osiągnięć zawodowych (33 wygrane w tym 7 przed czasem, 32 porażki i 2 remisy). Można go jednak nazywać gladiatorem długowieczności, bo w październiku ub. roku został najstarszym zawodowcem w Polsce (w walce z Richardem Walterem liczył sobie dokładnie 48 lat i 289 dni. Wygrał w 1. rundzie), a 15 września będzie chciał wyśrubować swój rekord. W dniu pojedynku będzie liczył dokładnie 49 lat i 269 dni, a walka ma być prezentem na przypadające 20 grudnia 50. urodziny.
Pseudonimy abstrakcyjne:
Piotr "FuryBox" Podłucki – Chyba najbardziej tajemnicza ksywka w polskim boksie. Wydawać by się mogło, że pseudonim nawiązuje do byłego czempiona wagi ciężkiej Tysona Fury'ego. Pięściarz z Warszawy rozwiał jednak wątpliwości: - Nie, nic z tych rzeczy. Tak nazywali mnie koledzy z klubu Feniks Warszawa na warszawskiej Pradze, gdzie kiedyś trenowałem. Zawsze na sparingach po otrzymaniu ciosu wpadałem w furię i tak już zostało… Mówili „otwórz puszkę – fury wyskoczy”, tak jak puszka Pandory. Interesująca geneza.
Patryk "Shadow" Litkiewicz – Pseudonim o tyle dziwny, że choć pięściarz z Pomorza wybrał go jeszcze przed zawodowym debiutem, to potem i tak przez wszystkich (kibiców czy anounserów ringówych) był nazywany po prostu "Litą". Walczył m.in. W Kanadzie, na Węgrzech, a aż 11 pojedynków stoczył w Niemczech. Niekatywny od marca 2016 roku i porażki z Wanikiem Awdijanem przez t.k.o. w 3. rundzie.
Łukasz "Angel" Maszczyk – Tak bardzo chciał się identyfikować z przybranym pseudonimem, że podczas jego debiutu w 2012 roku przy wyjściu do ringu towarzyszyły mu dziewczyny z doczepionymi białymi skrzyłami. Ten utytuowany amator (m.in. 5 medali mistrzostw Unii Europejskiej, 8 mistrzostw Polski seniorów i trzy zwycięstwa w Turnieju im. Feliksa Stamma) długo jednak nie nacieszył się zawodowstwem – stoczył 5 pojedynków, z czego 4 wygrał, a skończył karierę po porażce z Krzysztofem Cieślakiem w 2013 roku.
Przemysław "Playboy" Opalach – Obecnie nosi ksywę "Spartan", ale przez jakiś czas nazywany był "Playboyem". Skąd taki przydomek? - Podczas ważenia jakieś dziewczyny krzyknęły - zobaczcie jaki playboy. Oczywiście to nie była złośliwość, a raczej żart z ich strony – powiedział Opalach, który "zasłynął" walką w 2013 roku w rodzinnym Olsztynie z Geardem Ajetoviciem. Rywal powinien po tej walce zostać nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla, bo przez 12 rund mógł wiele razy znokautować Polaka, ale go oszczędził.
Pseudonimy pochodzenia zwierzęcego:
Grzegorz "The Eagle" Soszyński – Pochodzi z Zakopanego, a od lat mieszka w Chicago i pseudonim "Orzeł" ma dla niego charakter patriotyczny. Od sześciu lat jest nieaktywny, ale nosi się z zamiarem powrotu do ringu. Ma stoczyć walkę 8 czerwca na przedmieściach Chicago w limicie kategorii junior ciężkiej.
Kamil "Szczurek" Łaszczyk – Co może czuć zawodnik, który dowiaduje się, że jego rywalem będzie pięściarz o pseudonimie "Szczurek"? Na pewno nie strach, choć Kamil na zawodowych ringach wciąż nie znalazł pogromcy (inna sprawa, że walczył głównie z przeciętniakami). Przez nieporozumienia z promotorami jego kariera stanęła w miejscu, sam pięściarz mówił w marcu, że czeka na rozwiązanie kontraktu z Knockout Promotions i Warriors Boxing. Szkoda, bo mówimy przecież o byłym numerze dwa rankingu WBO wagi piórkowej.
Krzysztof "Kisiel" Bienias – Tak, jak pseudonim "Szczurek" nie może nastraszyć żadnego przeciwnika, tak nie zrobi tego także alias "Kisiel", który nosił Krzysztof Bienias. Mimo że zaliczył bolesne przywitanie z zawodowstwem (porażka na punkty w debiucie ze Słowakiem o bilansie 0-5), zaszedł całkiem wysoko, bo pokonując na wyjeździe Włocha Svena Parisa w 2009 roku, wywalczył interkontynentalny pas WBO wagi półśredniej. Szczytem jego kariery była walka w Liverpoolu z późniejszym czempionem Kellem Brookiem (Polak przegrał przez t.k.o. w 6. rundzie).
Mariusz "Pitbull" Biskupski – Wydawać by się mogło, że pięściarz o pseudonimie "Pitbull" prezentuje w ringu agresywny styl i dysponuje mocnym uderzeniem. Tymczasem Mariusz Biskupski to czeladnik (23 wygrane w tym 7 przez k.o., 47 porażek), którego usługi cenią sobie w całej Europie. Wielokrotnie boksował m.in. w Niemczech, Czechach, Hiszpanii, Francji, Chorwacji, Włoszech, na Węgrzech, a nawet w Estonii. W 2017 roku miał kończyć karierę, a walczył jeszcze w tym miesiącu na Węgrzech (przegrał przez t.k.o. w 4. rundzie z Norbertem Harcsą).