"Super Express": - Dużo ćwiczy pan na siłowni. Siła ma być pana atutem w tej walce?
Przemysław Saleta: - Siła i wytrzymałość będą ważnymi elementami, ale nie zapominam o boksie. Trenuję i utrzymuję formę cały czas.
- Traktuje pan tę walkę jako coś szczególnego, wielkie wyzwanie?
- Wiek mnie nie oszczędza, mój organizm się zmienia i nie mam już np. kolan 25-latka. W tym roku kończę 45 lat, ale trenuję lepiej niż kiedyś. Bardziej znam siebie, wiem, że nie mogę przeciążać organizmu, bo on już nie wybacza tak jak w młodości. Chcę znów pokazać, że mając jedną nerkę, można żyć na pełen gwizdek. Ludzie boją się przeszczepów, myślą, że po nich będą ograniczeni. A jak widać, gdy się chce, można wszystko.
- Dariusz Michalczewski mówi jednak, że wasz pojedynek będzie miał mało wspólnego z wielkim sportem.
- I ma rację. Wygrany nie dostanie propozycji walki o mistrzostwo świata, nie skoczy w rankingach, więc z tego punktu widzenia to starcie nie ma sensu. Ale sport to też show-biznes. Ludzie chcą widowiska i go dostaną, bo Andrzej też na pewno nie zapomniał, jak się boksuje.
- Gołota jest uznawany za faworyta.
- Nie dziwię się, bo był lepszym bokserem ode mnie i to on walczył o mistrzostwo świata. Teraz to jednak obstawianie w ciemno, bo nie mają już żadnego znaczenia dawne walki Gołoty - z Tomaszem Adamkiem lub Riddickiem Bowe. W ringu zobaczymy zupełnie innego Gołotę. Trzeba być gotowym na wszystko. Kto wie, jak będę w formie, to może postawię na swoją wygraną (śmiech).
- Gołota twierdzi, że nie pałacie do siebie przyjaźnią. Nie będzie w ringu sportowej atmosfery?
- Sparowaliśmy razem w 1989 czy 1990 roku. Szanuję Gołotę, bo wiele osiągnął, ale nie znamy się na tyle, by się lubić bądź nie. Miałem jednak nadzieję, że do tej walki dojdzie, choć sportowo nie ma ona takiego znaczenia, jakie miałaby w 2000 roku. W sporcie liczą się też emocje, a to starcie będzie dla mnie bardzo emocjonalne. Zarówno ze względu na rywala, jak i na fakt pożegnania z kibicami.