Amerykański pretendent do tytułu mistrza świata IBF w wadze junior ciężkiej podczas konferencji prasowej opowiadał o Jamesie Braddocku, który w 1935 roku sensacyjnie zdobył mistrzostwo wagi ciężkiej. Media nazwały go wtedy "Kopciuszkiem", niedawno powstał o nim film z Russelem Crowe (45 l.) w roli głównej.
- Ja jestem współczesnym Kopciuszkiem - twierdzi Gunn. - Takie sytuacje zdarzają się raz na sto lat, a potem są opisywane w książkach i pokazywane w filmach: pięściarz, któremu nikt nie daje żadnych szans, wychodzi do ringu i nokautuje mistrza świata. To moja szansa na sławę, jedyna w życiu. Wykorzystam ją i poślę Adamka na deski!
Andrzej Gmitruk (58 l.), trener Tomasza Adamka, śmieje się ze słów Amerykanina. - Bardzo miło jest słuchać bajek, ale one są dla dzieci. My jesteśmy dorosłymi facetami i już dawno z nich wyrośliśmy. A Gunna wyleczymy z bajek już w sobotni wieczór - zapowiada Gmitruk.
Tomasz Adamek też nie przestraszył się Gunna. Co więcej, po raz pierwszy w karierze złożył jednoznaczną deklarację przed walką. - Gwarantuję wam, że wygram przez nokaut - obiecał na konferencji prasowej.
Polski mistrz świata nie zamierza zlekceważyć swojego najbliższego rywala, ale przyznaje, że myśli już o kolejnych wyzwaniach. We wrześniu ma stanąć do rewanżowej walki ze Steve'em Cunninghamem. A wcześniej? - Po walce z Gunnem wybieram się z moim promotorem Ziggym Rozalskim na kawalerskie wakacje na Arubę - zdradza polski mistrz. - Jedziemy sami obgadać ważne sprawy i oderwać się od rzeczywistości.
Czy to Ziggy Rozalski funduje Adamkowi egzotyczne wakacje? - Nie, on mi obiecał premię dopiero wtedy, kiedy pokonam jakiegoś znanego pięściarza - śmieje się bokser. - Walką z Gunnem na to nie zapracuję...