"Super Express": - Jesteś najniebezpieczniejszą kobietą świata?
Joanna Jędrzejczyk: - Często słyszę to określenie (śmiech). Nie musisz się jednak bać, jestem groźna, ale tylko w oktagonie.
- Dlaczego po walce z Gadelhą wyciągnęłaś do niej rękę, choć wcześniej nie ukrywałaś, że się nie lubicie?
- Chciałam już zakopać topór wojenny. Claudia nie potrafi pogodzić się z porażką, ale staram się ją zrozumieć, bo z 15 pojedynków przegrała tylko dwa i oba ze mną. Z drugiej strony powinna bardziej się otworzyć i przyjąć wyciągniętą dłoń, tak jak na sportowca przystało.
- Gdzie jesteś bardziej rozpoznawalna, w USA czy w Polsce?
- Tu i tu. W Stanach Zjednoczonych UFC jest bardzo rozpowszechnione, dzięki czemu mam fanów na całym świecie. W Polsce sporo się zmieniło, bo znają mnie także osoby ponad sześćdziesięcioletnie. To znak, że zmieniło się u nas podejście do MMA. Już dawno odeszła do lamusa opinia, że to sport dla mało wykształconych osiłków.
- Zdajesz sobie sprawę, że w blasku twojego sukcesu parę osób będzie chciało się ogrzać?
- Tak już jest, że jak jest sukces, to zaraz znajduje się kilku jego ojców.
- Tylko czekać, aż odezwą się do ciebie politycy.
- Na razie stronię od polityki, ale mam plany zostać... ministrem sportu!
- Słucham?
- Dlaczego nie? Twardo stąpam po ziemi, mam poważne cele i marzenia. Mam parę pomysłów, choćby ten, by zalegalizować MMA w Polsce, bo według obecnych przepisów nie ma takiej dyscypliny sportu. Na razie, skupiam się na byciu jak najlepszym atletą, a o polityce pomyślę po zakończeniu kariery.
- Na pokonaniu Gadelhi zarobiłaś 300 tys. dolarów (1,2 mln zł). To dużo?
- Jestem zadowolona z zarobków w UFC, to docenienie mojej kariery, tego, kim jestem. Wierzę, że to dopiero początek. Liczę na więcej nie tylko sportowo, ale i finansowo.
- Na początku kariery dokładałaś do walk.
- Bywało tak, że nie miałam pieniędzy na jedzenie, a bardzo chciałam się rozwijać. Pracowałam od 4 rano, żeby dorobić, a potem te grosze inwestowałam w siebie. Cieszę się, że miałam w sobie tyle samozaparcia, aby dążyć do bycia najlepszą na świecie.
- To możliwe, byś w kolejnej obronie tytułu zmierzyła się z Karoliną Kowalkiewicz?
- W tym roku na pewno nie, zresztą 30 lipca Karolina ma walkę z Rose Najamunas, którą musi wygrać. Jestem gotowa na wszystkie rywalki, także na Kowalkiewicz. Pytanie, czy one są gotowe na mnie...
- Myślisz już o końcu kariery?
- Kto wie, czy już nie w przyszłym roku? Sport to wiele wyrzeczeń, dla sztuk walki poświęciłam połowę życia i powoli już czas zająć się sobą. Ciężko będzie powiedzieć sobie stop, bo zawsze będą kuszące pieniądze, menedżer namawiający na jeszcze jedną walkę i rywalka, która będzie wyzywała na pojedynek. Wierzę, że będę wiedziała, kiedy zejść ze sceny.