- Joshua to prawdziwa bestia! - stwierdził Tyson, a więc ostatni, którego ochrzczono właśnie takim mianem. - Przypomina mi młodego George'a Foremana. On po prostu niszczy każdego, kto przed nim staje. W drodze na szczyt pokona wszystkich - dodał Amerykanin, najmłodszy mistrz świata wagi ciężkiej w historii. Tyle że Tyson, przeciwnie do innych, dostrzega też mankamenty swojego "pupila". Przede wszystkim kondycyjne. Brytyjczyk to w końcu góra mięśni. Na dodatek człowiek, który ledwie raz w swojej karierze zawodowej spędził na ringu siedem rund. Gdy tak dużo czasu potrzebował do posłania na deski Dominicka Breazeale'a.
- Jeśli walka potrwa dłużej, może wygrać Kliczko. Wolałbym jednak triumf Joshuy - dodał Tyson.
A odnosząc się do porównania Brytyjczyka i George'a Foremana, pamiętajmy, że ten drugi też wydawał się niepokonany. Joe Frazier, legendarny "Smokin Joe", wyglądał przy Foremanie jak pięściarz wyciągnięty z ringu amatorskiego. Padał, wstawał i znów padał. Aż padł na dobre. Muhammad Ali w Kinszasie stał na straconej pozycji. Był wolny, mniej przebiegły niż przed wieloletnią dyskwalifikacją, a z Foremanem równać mógł się chyba tylko wzrostem. Podczas legendanrej "Rumble in the Jungle" głównie podpierał liny. Ale to on wygrał i to on przeszedł do legendy światowego sportu.
A Foreman na odzyskanie tytułu czekał jeszcze długich 20 lat.