Team Cieślaka zameldował się na lotnisku w Kinszasie we wtorek krótko przed 22. Już tam pojawiły się pierwsze problemy. - Po wyjściu z samolotu celnicy nie chcieli oddać nam paszportów. Wykłócaliśmy się bardzo, powiedzieliśmy, że nie opuścimy lotniska bez nich, no bo jak funkcjonować w takim kraju bez dokumentów? - pyta się retorycznie Wasilewski.
Ostatecznie udało się odzyskać paszporty, ale już kilka kroków dalej na ośmioosobową polską ekipę czekały kolejne, niemiłe przygody. - Otoczyła nas grupa 20 czarnoskórych i zaczęli się przekrzykiwać. Nie wiedzieliśmy czy to organizatorzy, dziennikarze, czy może bandyci, którzy chcą nas okraść? Swoją drogą, członkowi naszej ekipy Karolowi Kosakowi już na lotnisku zginęło 50 dolarów, które miał w tylnej kieszeni... - opowiada Wasilewski.
Później na polską ekipę czekała miła niespodzianka, otóż odnalazł się w końcu przedstawiciel organizatora, który poinformował, że na gości z Europy czeka konwój. Polska ekipa została przetransportowana bezpiecznie z lotniska do hotelu. "Jak prezydenta" - napisał Mateusz Ratyński, który w relacji na Instagramie udostępnił nagranie z przejazdu do hotelu. A jak wygląda pięciogwiazdkowy Pullmann Grand Hotel, w którym przebywa polska ekipa? - Jest przyzwoicie, choć z tymi pięcioma gwiazdkami tobym się nie rozpędzał. Obiekt jest bardzo zniszczony i w Polsce pewnie miałby z 2,5 gwiazdki. Nie stanowi to jednak dla nas żadnego problemu - zapewnia współpromotor Cieślaka.
Pierwszego wieczora po przybyciu do Kinszasy członkowie naszej ekipy wybrali się na miasto spróbować lokalnej kuchni. Szybko jednak się okazało, że nie był to najlepszy pomysł. - Byliśmy głodni i ciekawi miasta, poszliśmy poszukać czegoś do jedzenia. Przy jednej restauracji grupka 15 gości z pistoletami. Po drugiej stronie ulicy siedmiu czarnoskórych jegomości głośno rozmawia, po tym jak jeden z nich wyjął spluwę. O 1 w nocy wszędzie chodzą grupy mężczyzn z bronią i nie wiadomo kto jest kto - tłumaczy Wasilewski, który dodaje: - Niby wszyscy są dla nas mili i klepią nas po plecach, ale dla bezpieczeństwa nawet do toalety chodzimy we dwóch.
Wciąż nie wiadomo gdzie odbędzie się walka. Teoretycznie ma być to położony obok hotelu Shark Stadium, lecz oficjalnych decyzji jeszcze nie podjęto. - Widziałem się z organizatorem gali, generałem Ferdinandem Ilungą Luyoyo. On sam jeszcze nie wie, gdzie będzie walka, bo czeka na... prognozę pogody. Powiedział jednak, że nie ma to żadnego znaczenia, bo i tak on za to zapłaci i ludzie przyjdą, ale gdzie odbędzie się pojedynek postanowi dopiero jutro - tłumaczy.
Najważniejsze jest jednak to, jak całe zamieszanie znosi Cieślak. - Jest w bardzo dobrym nastroju, trenuje, rusza się. Znosi to zawirowanie bardzo dzielnie. Jesteśmy zgranym teamem, robimy wokół niego dobrą atmosferę. Mam nadzieję, że to zaprocentuje w ringu - powiedział Wasilewski, którego zapytaliśmy też czy po ewentualnej wygranej nad Makabu nie obawia się problemów z powrotem do kraju: - Przyjechaliśmy tu zbić miejscowego bohatera i jeśli się to uda, to faktycznie może być gorąco, ale mamy bilety powrotne do Polski. Dostaliśmy je jeszcze przed przylotem do Kinszasy.
Dziś ma się odbyć konferencja prasowa, jutro ważenie, a w piątek walka. Według informacji "Super Expressu", jest bardzo możliwe, że walka będzie transmitowana w Polsce w telewizji Polsat Sport w systemie pay-per-view. Oficjalnego komunikatu wciąż jednak brakuje. Na razie jedyną pewną (?) informacją jest fakt, że sędzią ringowym ma być Michael Griffin, który prowadził m.in. pojedynek Adama Kownackiego z Charlesem Martinem. Trójka sędziów punktowych pochodzi z Meksyku.