Do ich walki doszłoby na gali Gołota - Saleta w lutym. - Udowodnię wszystkim kibicom, ile wart jest Szpilka - prowokuje Zimnoch.
"Super Express": - Jak przebiegają rozmowy w sprawie organizacji walki?
Krzysztof Zimnoch: - Negocjacje trwają i mam nadzieję, że skończą się szczęśliwie. Nie ukrywam, że chodzi o kwestie finansowe, w końcu po to boksujemy, żeby zarabiać. Poza tym nie wiadomo, ile rund miałby trwać pojedynek. Obóz Szpilki żąda walki dziesięciorundowej, ale ja przecież nigdy nie walczyłem więcej niż 6 rund! Chociaż jak dobrze zapłacą, to wyjdę nawet na 10 rund.
- Szpilka co chwila cię prowokuje. Twierdzi, że jeśli dojdzie do walki, to cię zmasakruje...
- Gada głupoty, ale zdążyłem się już do tego przyzwyczaić, bo on ma taki styl. Nie wiem, na czym opiera tę pewność, skoro w 2007 roku, kiedy walczyliśmy przeciwko sobie na amatorstwie, zdeklasowałem go.
- Rok później boksowaliście na turnieju im. Feliksa Stamma. Stawką była możliwość uczestnictwa w kwalifikacjach olimpijskich. Mimo że wygrałeś całe zawody, to na kwalifikacje do igrzysk w Pekinie pojechał właśnie Szpilka...
- To był dla mnie ogromny szok. Zostałem wtedy wyraźnie oszukany. W drodze do końcowego sukcesu pokonałem nawet rywala, z którym Szpilka przegrał, ale mimo to właśnie Artur pojechał na kwalifikacje. Do dziś nie mogę tego zapomnieć...
- Teraz zapewne będziesz chciał mu się za to zrewanżować?
- Dokładnie. Dlatego tak bardzo zależy mi na tym, żeby doszło do tej walki. To osobista sprawa, jestem bardzo nakręcony na ten pojedynek. Znokautuję go i udowodnię wszystkim kibicom, ile wart jest Artur Szpilka!