"Super Express": - Mówiło się przed poprzednim starciem w marcu, że to twój ostatni występ. Teraz walczysz znów, adrenalina tak cię pociąga?
Marcin Różalski: - Ja nigdy nie powiedziałem, że to ostatnia walka. Mówiłem, że to może być ostatni rok moich występów. Nie chodzi o adrenalinę. Ze sportem amatorskim mam do czynienia od 12. roku życia, z zawodowym - od 18. Wygrałem trzy walki z rzędu, mam wreszcie profesjonalne zaplecze treningowe i promotorskie. Na moich występach korzystają moje fundacje wspierające psy i dzieci. Ciężko mi z tego zrezygnować. Moje całe życie było wojną o byt, o pozycję społeczną i trudno mi zostać cywilem.
Zapowiedź walki Marcina Różalskiego i Petera Grahama. Zobacz koniecznie! [WIDEO]
- Jak oceniasz Petera Grahama. To weteran K-1 z większym niż ty doświadczeniem w MMA.
- Jest faworytem i żywą legendą, więc ta walka jest zaszczytem. Gdy byłem młodszy, oglądałem jego nokauty w kick boxingu. Ale to waga ciężka. Chwila nieuwagi i jeden cios może zdecydować o wszystkim.
- Analizujesz walki rywali, czy zdajesz się na instynkt?
- Nie analizuję. Zresztą chyba tylko w jednym z 7 pojedynków na KSW nie zmienił mi się w ostatniej chwili rywal. Nie lubię schematów, bo czasem po pierwszych ciosach plan się wali.
- Po raz pierwszy walczysz na KSW w klatce. To duża zmiana?
- Żadna. Nie jestem technikiem, ale zwykłym bijokiem. Idę na żywioł, padnę albo ja, albo przeciwnik.
- Mówiłeś, że masz mnóstwo urazów, m.in. barku i nogi. Nie boisz się, że każdy kolejny występ może skończyć się poważniejszą kontuzją?
- Bać się nie ma czego. Gdybym 300 lat temu szedł na jakąś bitwę, to mógł- bym się obawiać, że zginę. Tu najwyżej dostanę ostre lanie i zostanę ciężko znokautowany.
KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail