KSW 37. Karol Bedorf przed walką z Fernando Rodriguesem Jr : Rozstrzelam go serią ciosów

2016-11-30 8:39

- Zamierzam bić go tak mocno, aż przeszyje na wylot. Tak, jak karabin maszynowy – mówi Karol Bedorf (33 l.), nawiązując do swojej wielkiej pasji – strzelectwa. Mistrz KSW wagi ciężkiej, który w sobotę w Krakowie zmierzy się z Brazylijczykiem Fernando Rodriguesem Jr. (29 l.) opowiada "Super Expressowi" także o tym, jak został ambasadorem akcji "stop wypadkom".

"Super Express": - Jak samopoczucie przed walką?

Karol Bedorf: - Kompletny luz. Przyjadę do Krakowa z ekipą znajomych kilka dni wcześniej, będziemy grali w "Wiedźmina" i w karty, aby odsunąć myśli o walce. Będzie też mój trener ze strzelnicy więc pewnie sobie trochę postrzelamy.

- To twoje hobby?

- Zainteresowałem się tym kilka lat temu, ale od dwóch lat można powiedzieć, że strzelam wyczynowo, bo na treningi strzeleckie poświęcam każdą wolną chwilę. Ma to później przełożenie w klatce, bo na strzelnicy poprawiam m.in. Koncentrację. W sobotę w klatce chcę być jak karabin maszynowy. Będę strzelał do rywala serią ciosów. Zamierzam go przebić na wylot.

- Ile jest prawdy w tym, że wkrótce możesz się zmierzyć ze słynnym Fiodorem Emelianenko?

- Wiadomość wypłynęła na początku kwietnia i wszyscy myśleli, że to primaaprillisowy żart, ale tak nie było! Gdy po raz pierwszy pojawił się taki pomysł, w internecie zawrzało i wiem, że ludzie chętnie by to zobaczyli. Ale zostawiam to włodarzom KSW. Z mojej strony jest zielone światło.

- Dalej poświęcasz się swojej innej pasji, motocyklom?

- Sprzedałem swoją maszynę, gdy dwa lata temu na motocyklu zginął mój przyjaciel. Bardzo to mną wstrząsnęło, dlatego zostałem ambasadorem akcji "stop wypadkom". Uświadamiam ludzi jakie zagrożenia czyhają na drodze, a w wakacje zrobiłem nietypowy eksperyment.

- Jaki?

- Przejechałem trasę ze Szczecina do Sopotu na... rowerze. Trasa liczyła 460 km i miałem dużo czasu, by przypatrzeć się zachowaniom kierowców wobec rowerzystów. Co 15 minut ktoś na mnie trąbił, zachowywał się agresywnie. Kierujący autami myślą, że są królami szos, zapominając, że droga należy też do motocykli i rowerów.

- Niedawno sam ratowałeś ofiary wypadku.

- To było w czerwcu, gdy jechałem do Gdańska autostradą A1. Spostrzegłem, że na poboczu leży rozbite auto więc się zatrzymałem i zacząłem wyciągnąć ludzi z wraku. Auto było zdeformowane, wybiłem wszystkie szyby, żeby ich uratować. Udało się, ale najgorsze jest to, że mój kolega machał do przejeżdżających licząc, że ktoś się zatrzyma, by pomóc. Mężczyzna w rozbitym samochodzie dławił się krwią, a zatrzymały się tylko dwa auta...

Najnowsze