"Super Express": - Miałeś kłopoty z osiągnięciem limitu wagowego (90,7 kg) w tak krótkim czasie?
Łukasz Janik: - Nie było łatwo. Kiedy niecałe dwa tygodnie temu dowiedziałem się o walce, ważyłem jakieś 99 kilogramów, czyli miałem 9 kilogramów nadwagi. Mało więc jadłem, tylko piłem i ciężko trenowałem. Było z czego spalać, bo miałem zapas energii z tłuszczu i wspomagałem się L-karnityną. Dopiero w ostatnich dniach zacząłem normalnie jeść. Teraz czuję się dobrze.
Łukasz Janik: Jestem gotowy zastąpić Diablo
- Rosjanie kpili z ciebie i innych Polaków, mówiąc, że służycie im ostatnio za mięso armatnie...
- Nie obchodzą mnie opinie Rosjan i innych krytyków. Znam siebie, ja nie pękam pod presją. Nie przyjechałem do Moskwy mścić się za porażki rodaków, tylko walczyć o swoje. To jest moja życiowa szansa i zamierzam jak najlepiej ją wykorzystać. Mam walczyć z mistrzem świata najbardziej prestiżowej federacji WBC. Wyjdę do ringu na maksa skoncentrowany i mam nadzieję, że będę szybki jak nigdy.
- Nokaut to jedyna szansa na zwycięstwo?
- Tak. Nie ma co kryć, na punkty nie wygram. Drozd dobrze się przygotował do rewanżu z "Diablo" i ma za sobą pełen obóz przygotowawczy. Kondycyjnie będzie nie do zajechania, ale można go trafić, a ja mam argumenty w obydwu rękach. Opuszcza lewą rękę, zapomina o prawej. Można go skończyć z każdej strony, trzeba tylko odrobiny szczęścia. Mam w głowie gotowy obraz.
- Wiesz, że żadna polska telewizja nie zdecydowała się na transmisję tej gali?
- Szkoda, bardzo mi przykro. Moi znajomi i kibice na pewno chcieliby zobaczyć tę walkę. To strata polskich stacji telewizyjnych, bo walczę o mistrzostwo świata i na pewno zostawię w ringu serce.