- Zdecydowałem się na skok spadochronowy. Było fajnie, ale gdybym miał sam wyskoczyć z samolotu, chyba bym się nie odważył. Byłem przyczepiony do instruktora i on o wszystkim decydował. Moment, gdy siada się w otwartych drzwiach i spuszcza nogi w dół jest najgorszy. Skakałem z 3 tysięcy metrów, swobodnie spada się w dół przez 30 sekund, a potem instruktor otwiera spadochron - tłumaczy Held. Niedługo również zasiądzie w samolocie, tyle że lecącym za Ocean.
PRZECZYTAJ TEŻ: ALEXANDER GUSTAFSSON WYCOFAŁ SIĘ ZE STARCIA Z JONEM JONESEM
- I wyskoczę, a raczej wysiądę, dopiero w Milwaukee. Będę trenował w gymie Roufusport, gdzie ćwiczy kilka gwiazd mojej wagi walczących m.in. dla UFC. Planuje tam zostać około pół roku. Na miejscu będę ustalał kolejne szczegóły, takie jak ubezpieczenie zdrowotne, które w USA nawet pracując muszę opłacać sam. Po tym okresie próbnym, jeśli wszytko się ułoży, wrócę do Polski domknąć kilka spraw i przeprowadzę się do Ameryki na stałe - zdradza swoje plany.
Jego kontrakt z Bellatorem obowiązuje jeszcze na 5 walk. Polak w maju pokonał Nate'a Jolly'ego, na jesieni ma zmierzyć się z Patricky'm Freire wfinale turnieju wagi lekkiej. Zwycięzca zgarnie 100 tysięcy dolarów i otrzyma szansę walki o pas mistrzowski Bellatora w swojej kategorii. - Do USA jadę sam, nowych trenerów poznam na miejscu. Przed walką chciałbym jednak, by przyjechał do mnie mój trener z Polski - podsumowuje Polak.
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail