Mateusz Masternak

i

Autor: Piotr Grzybowski Mateusz Masternak

Mateusz Masternak: Jak na polską wagę junior ciężką, jestem pięściarzem kompletnym

2018-04-17 22:51

Przez lata współpracy z niemiecką grupą Sauerland był rzucany po świecie i najważniejsze walki toczył na wyjeździe. Teraz wreszcie doczekał się dużej walki w Polsce. W sobotę w Częstochowie na gali Polsat Boxing Night "Noc Zemsty" Mateusz Masternak (31 l., 40-4, 27 k.o.) zmierzy się z Francuzem kongijskiego pochodzenia Yourim Kalengą (30 l., 23-4, 16 k.o.) i ma szansę zrewanżować się za porażkę sprzed czterech lat w Monte Carlo. Pod względem sportowym, takiej walki w Polsce nie było od 2016 roku i pojedynku Krzysztofa Głowackiego z Oleksandrem Usykiem.

"Super Express": - Jak nastrój na kilka dni przed walką?

Mateusz Masternak: - Jak zawsze bojowy, choć chodzę trochę zły, bo jestem w trakcie robienia wagi. Mało jem, mało piję, jestem trochę głodny, ale taki jest urok tego sportu więc nie narzekam. Na co dzień ważę ok 95 kg, od poniedziałku zacząłem zbijać, zostało mi ok. 3 kilogramów, ale zdążę.

- A jak forma?

- Ma być.

- Zazwyczaj od pięściarzy słyszę, że są w znakomitej formie.

- Przez te wszystkie lata nauczyłem się, że nigdy nie jest tak, by nie mogło być lepiej. Kilka razy w karierze zdarzyło mi się wystąpić po przeciętnym obozie przygotowawczym i dawałem dobre pojedynki. Zdecydowanie częściej jednak obozy przebiegały perfekcyjnie, a walki były słabe. Sam już nie wiem czy mam trenować więcej, czy mniej? Czy sparować z lepszymi zawodnikami czy może słabszymi?

- Przygotowania przed walką z Jeanem Markiem Mormeckiem w 2014 roku, którą wielu uważa za jeden z twoich najlepszych występów, delikatnie mówiąc były dalekie od ideału.

- Miałem tylko osiem sparingów, w tym sześć z mańkutami z wagi półciężkiej, z czego jeden był amatorem. A jak to się przełożyło na walkę? Osiągnąłem "życiówkę" pod względem szybkości, wydolności i bezapelacyjnie wygrałem na terenie rywala.

- Jak to wyglądało przed walką z Grigorijem Drozdem w 2013 roku?

- Dwadzieścia pięć sparingów z różnymi zawodnikami, a w ringu była klapa i pierwsza porażka w karierze. To mnie nauczyło, by nie mówić w jakiej to wspaniałej formie jestem. To, czy ona jest dobra ocenimy dopiero po walce.

- Z kim sparowałeś?

- Było dwóch zawodników z Anglii, jeden Białorusin, pomagał mi też Michał Olaś, a byłem jeszcze u Adama Balskiego. Jeszcze wcześniej zrobiłem "szóstkę" z Michałem Cieślakiem. Jestem zadowolony z tego obozu, czuję że wydolnościowo jest ok. Teraz pracuję głównie nad psychiką.

- Nie obawiasz się, że walka może mieć wyrównany przebieg, a o zwycięstwie zadecyduje detal, np. brak Andrzeja Gmitruka w narożniku?

- Nie ukrywam, że to dla mnie obca, nowa sytuacja i wolałbym, żeby nie było takich problemów. Wydawało mi się, że można połączyć obecność na mojej gali w Częstochowie i tydzień później w Nowym Jorku u Maćka Sulęckiego, ale trener mnie przekonywał, że jednak nie da rady.

- Znam trenerów, którzy w jeden weekend sekundowali w Wielkiej Brytanii i USA.

- Mamy XXI wiek więc też wydaje mi się, że dałby radę. Niezręcznie mi o tym mówić, niech trener wypowie się dlaczego podjął taką decyzję. Szkoda, ale płakać nie będę. Jestem dorosłym facetem, twardo stąpam po ziemi więc po prostu wyjdę do ringu i będę walczył. Fajnie, że pomógł mi w przygotowaniach, ale resztę muszę zrobić sam.

- Poświęcał ci uwagę w stu procentach?

- Tak, nie mam żadnych zastrzeżeń. Trener ma pod opieką mnie, Artura, Maćka i Izu i dla każdego znajduje czas. Nikt nie może czuć się pominięty.

- W twoim narożniku stanie Zygmunt Gosiewski.

- To taka dobra dusza mojej kariery, mój wrocławski trener. Pracuję z nim od 2006 roku. Zawsze jest w cieniu, ale w okresie między walkami to właśnie on dba o to, bym nie "zardzewiał". Zresztą, nie tylko wtedy, bo np. do walki z Carlosem Nascimento (w 2015 roku, Masternak wygrał przez t.k.o. w 2. rundzie) trenowałem tylko z nim. Dobrze mnie wtedy przygotował, to bardzo doświadczony szkoleniowiec, olimpijczyk. Dużo w ringu widział, dużo osiągnął, pracował z dobrymi zawodnikami. Dobrze czyta boks i myślę, że pomoże mi w narożniku.

- Kiedy dowiedziałeś się o walce z Kalengą?

- W lutym. Od jakiegoś czasu wiedziałem, że jestem przymierzany do występu na Polsat Boxing Night z dobrym rywalem, ale nie spodziewałem się, ze to będzie aż tak fajna walka! Była jeszcze możliwość, że powalczyłbym z Michaelem Hunterem, ale ostatnio widziałem jego zdjęcia, na których bardziej przypomina Tysona Fury'ego sprzed roku, więc chyba dobrze, że do tego nie doszło...

- Kiedyś powiedziałeś, że żałujesz dwóch walk w życiu. Tej z Kalengą i tej z młodzieżowych mistrzostw Europy w 2005 roku w Tallinie, gdy pokonał cię Francuz Michael Raymond.

- To był ćwierćfinał kategorii do 75 kg. Przed walką miałem sen, że się na niego rzuciłem i wygrałem. Rano powiedziałem o tym trenerom, ale ci nie byli zachwyceni. Mówili: "nie, nie, nie, masz boksować spokojnie i na pewno wygrasz". Przegrałem w drugiej rundzie. W półfinale Raymond walczył z Rosjaninem Skljarowem, przez dwie rundy z nim wygrywał, ale w trzeciej Rosjanin rzucił się na niego i wygrał przed czasem.

- Miałeś proroczy sen i z tego nie skorzystałeś.

- Zgadza się. Przed Kalengą nic podobnego jeszcze mi się nie śniło.

- Ale zadra w sercu po pierwszej walce pozostaje...

- Miałem żal do siebie, bo nie zrobiłem wszystkiego, co mogłem. Po naszej walce Kalenga leżał na kanapie obity i opuchnięty. Nie miał siły mówić, nie był w stanie sam oddać moczu, tylko musiało go przytrzymywać dwóch facetów. Nie wyszedłby z hali o własnych siłach, gdyby nie pomoc trenera i menedżera.

- Ty w jakim byłeś stanie?

- Gdybym chciał, mogłem iść na dyskotekę, bo nic mi nie dolegało. I to mnie boli, że on był wyczerpany, ale z pasem, a ja miałem energię, ale byłem przegrany. Wiem, że nie jestem od niego gorszym pięściarzem i chcę to udowodnić. Sam dla siebie.

- Maciej Miszkiń mówił niedawno, że z tobą jest taki problem, że w dużych walkach brakuje ci postawienia kropki nad "i".

- To tylko spekulacje medialne, uważam że to nie jest prawda. Szczerze mówiąc, jak obserwuję polską wagę junior ciężką, jestem jedynym kompletnym pięściarzem i jedynym, który ma obecnie szansę pokonać Kalengę. Wtedy, w 2014 roku za bardzo dałem mu się rozwinąć w początkowej fazie walki i nie byłem w stanie go zatrzymać. Nie mogłem się wstrzelić, najwyraźniej to nie był mój dzień. Może zawiodło przygotowanie? Może taktyka?

- Kalenga mocno się zmienił od waszej pierwszej walki?

- Nie, chociaż na pewno jest bardziej pewny siebie, bo nabrał doświadczenia walcząć z Lebiediewem czy Dorticosem. Wiem, że bardzo liczy na swoje uderzenie i twardą szczękę. Widać, że potrafi przyjąć mocny cios, ale zawsze miał braki techniczne i wydolnościowe, bo trudno jest dotlenić taką górę mięśni. Chcę wykorzystać jego wady i będę starał się go wyboksować. Muszę przy tym uważać, by nie dostać mocnego uderzenia. Ot, cała taktyka.

- Twój rywal "zasłynął" ostatnio w internecie z tego, że podarł Biblię i wyrzucił ją do kosza.

- Czytałem sporo o historii Konga i przykład Leopolda II, który wyzyskiwał tamtejszą ludność, może świadczyć o tym że Kalenga ma trochę racji. Jednak forma jego protestu jest kontrowersyjna. U nas Nergal też darł Biblię i zrobiło się o tym głośno. Myślę, że to może być chęć zwrócenia na siebie uwagi.

- Za czasów gdy byłeś zawodnikiem Sauerlanda często na te najważniejsze walki byłeś rzucany po świecie.

- Te wyjazdy mnie męczyły, bo zawsze byłem dodatkiem do jakiejś gali i często z tego powodu miałem pod górkę. W Moskwie przed walką z Drozdem nie było dla mnie nawet przewidzianej szatni. Gdy się w końcu znalazła to dwie godziny biegałem po hali, szukając gościa, który ma klucze. Trzeba było się rozgrzewać, a ja szukam faceta, który mi otworzy szatnię, wyobrażasz to sobie? Po jakimś czasie przyszedł uśmiechnięty jegomość i pyta mnie: "dlaczego mnie nie wołałeś, przecież za chwilę walczysz!".

- Teraz chyba takich problemów nie będzie?
- Na pewno nie i jestem bardzo wdzięczny za to, że doczekałem się dużej walki w Polsce. Do tego zmierzę się z rywalem, któremu od lat pragnę się zrewanżować. Lepiej być nie może.

Najnowsze