Dla "Pacmana" będzie to powrót do ringu po ponad rocznej przerwie. W lipcu ubiegłego roku doznał kontrowersyjnej porażki z Australijczykiem Jeffem Hornem (30 l., 18-1-1, 12 k.o.) i stracił pas WBO wagi półśredniej. Horn wygrał z Filipińczykiem jednogłośnie na punkty (117:111, 115:113, 115:113), a werdykt wzbudził ogromne emocje. "Pacquiao przegrał jednogłośną decyzją? Jeden sędzia punktował 117-111? To nie była walka, którą ja widziałem. Coś złego dzieje się z boksem" - napisał na Twitterze Lennox Lewis, a wtórował mu były bokserski trener, a obecnie komentator Teddy Atlas: "To skorumpowany sport. Byłem w nim przez 45 lat. Przepraszam". Faktycznie, punktacja 117-111 była przesadzona, ale dzielnie walczący Horn raczej nie zasłużył na tak nieprzychylne komentarze.
Matthysse w karierze stoczył wiele wspaniałych wojen, a przegrywał wyłącznie z kozakami: z Zabem Judah w 2010 roku, Devonem Alexandrem w 2011, Dannym Garcią w 2013 i z Wiktorem Postołem w 2015. Wydawało się, że po tej ostatniej poraże (przez nokaut w 10. rundzie) na dłuższy czas będzie musiał zapomnieć o wielkich walkach, a jednak odbudował się, wygrał dwa pojedynki przed czasem (z Emmanuelem Taylorem i Tewu Kiramem) i teraz stanie na przeciwko "Pacmana".
Wielu ekspertów twierdzi, że czas Pacquiao już minął. - Każda legenda ma swój koniec i myślę, że Lucas zakończy karierę Pacquiao – powiedział promotor Matthysse słynny Oscar De La Hoya. - To na pewno nie będzie moja ostatnia walka. Wciąż stać mnie na wiele! - odgraża się "Pacman", który jako jedyny na świecie zdobywał tytuły w ośmiu wagach.