Tyson od zakończenia kariery parał się już różnymi zajęciami. Występował w filmach, grał w reklamach, a nawet był twarzą napojów energetycznych. Teraz rozpoczyna tournee po Europie. Będzie między innymi w Berlinie, Wiedniu i Zurychu. Kto okaże się dość zdeterminowany, pozna Amerykanina osobiście. Bilet wstępu na kolację z pięściarzem kosztować ma zdaniem niemieckiego "Bilda" od 89 euro, do nawet 809 (około 3400 złotych). Chętni będą mogli posłuchać o przygodach Tysona z lat jego zawodowej kariery. Czyli głównie o skandalach i o tym, jak nie został najlepszym bokserem w historii wagi ciężkiej, do czego miał warunki.
Jak tłumaczy nowy biznes Tyson? - Miałem 500 milionów dolarów. Wszystko straciłem. Chcę żyć, nie umierać. ziś nie jestem uzależniony od alkoholu i narkotyków. Staram się być dobrym ojcem. Wspieram finansowo moje dzieci. Chcę zostać artystą estradowym, działać w showbiznesie i być nowym Eddiem Murphy’m - stwierdził.
Cóż, zawsze to lepsze niż ostatni pomysł Riddicka Bowe'a. Ten były mistrz świata urządził dla siebie zbiórkę pieniędzy. Chciał 100 tysięcy dolarów, bo jak wspomniał, nie ma za co utrzymać domu, a nie chciałby wylecieć ze swojej posiadłości jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia. Tyson przynajmniej wolałby pracować. Gorzej jednak, że chętnych na wspólną kolację z byłym mistrzem świata, który siedział w więzieniu, był uzależniony od bodaj wszystkich używek wymyślonych przez człowieka, a także ogłosił bankructwo, może być zwyczajnie niewielu.
A wtedy zrobi się głupio. Bo nie dość, że zarobek żaden, to jeszcze za tę kolację trzeba będzie zapłacić z własnej kieszeni.