- Zawaliłem! Podjąłem złe decyzje i teraz za nie płacę - kaja się Miller po tym, jak w jego organizmie wykryto górę koksu. Pięściarz z USA zaliczył klasycznego hat-tricka: najpierw wpadł na substancji o nazwie GW1516 (wydolność i spalanie tkanki tłuszczowej), potem na stosowaniu hormonu wzrostu, a na koniec na EPO. - Łączenie hormonu wzrostu z EPO jest jak strzał w kolano. Praktycznie nie ma możliwości, by badania tego nie wykryły - tłumaczy "Super Expressowi" Jakub Chycki, który w ostatnich walkach Tomasza Adamka był jego trenerem od przygotowania fizycznego.
Trener Chycki był obecny także w Chicago, gdy "Góral" mierzył się z Millerem. - Wystarczy porównać Millera z walki z Tomkiem, gdzie był naładowany jak dynamit i na przykład z walki z Wachem (w 2017 roku Miller wygrał przez t.k.o. w 9. rundzie - red.), gdzie jego ciosy były dużo wolniejsze. Czy w tak krótkim czasie taki rozwój jest możliwy? Nie mam żadnych dowodów, ale to, co widziałem, skłania do przemyśleń...
Jeszcze inne światło rzuca Mateusz Borek (46 l.), który w ostatnich latach prowadzi karierę Adamka. - Podpisując kontrakt na walkę z Millerem, musieliśmy automatycznie zgodzić się na wyrywkowe badania prowadzone przez VADA. Musiałem podać adres zamieszkania Tomka, gymu, w którym trenuje, a gdyby chciał gdzieś wyjechać, np. do żony, to 48 godzin przed wyjazdem musieliśmy zgłosić to komisji - zdradził nam Borek. - Przez 10 tygodni obozu ani razu nikt Tomka nie odwiedził. Takie rzeczy praktycznie się nie zdarzają! Organizatorzy zapewniali nas, że walka jest eliminatorem do walki o pas WBA, ale brakowało oficjalnego potwierdzenia tej decyzji. Gdyby to był oficjalny eliminator, to pewne procedury antydopingowe musiałyby być wszczęte z urzędu - tłumaczy
Ciekawe rzeczy działy się po walce. - Tomek chciał iść po walce na kontrolę antydopingową, ale gdy zapytałem o nią organizatora, usłyszałem tylko: "nie będzie badań, za 10 minut przyjdźcie po czek". Zamurowało nas. Rozważam teraz złożenie protestu, by walka została uznana za nieodbytą. Nie chodzi o wskrzeszanie kariery Tomka. To kwestia uczciwości. Nawet wobec samego siebie, że doprowadziłem tę sprawę do końca. Z perspektywy czasu można mieć jednak uzasadnione podejrzenie, że nie wszystko było w porządku, tym bardziej, że dla Millera to nie jest pierwsza wpadka dopingowa - podsumował Borek.