"Super Express": - Jak przebiegły przygotowania do rewanżu?
Grzegorz Proksa: - Znakomicie, czuję się o wiele lepiej niż przed pierwszą walką. Jednego sparingpartnera odesłaliśmy do domu, bo złamałem mu nos. Inny swoim stylem przypominał Kerry'ego Hope'a i też dobrze sobie z nim radziłem. Dlatego jestem optymistycznie nastawiony, nie mogę doczekać się walki.
- Według bukmacherów jesteś faworytem tej walki.
- Według mnie to Hope jest faworytem, bo przecież to on posiada tytuł mistrza Europy. Ale ja chcę odebrać mu ten pas!
- Hope chyba cię lekceważy, bo już planuje kolejny pojedynek (z Darrenem Barkerem, liderem rankingu EBU w kategorii średniej - przyp. red.)...
- To jego błąd, przecież w pierwszej walce odczuł dotkliwie kilka moich ciosów. Wyciągnąłem wnioski z tego pojedynku i udowodnię mu, że nie należy mnie lekceważyć.
- Jak relaksujesz się przed walką?
- Spędzam dużo czasu z żoną Joasią, która po 10 latach małżeństwa doskonale wie, czego potrzebuję przed walką, wspiera mnie psychicznie przed każdym pojedynkiem. Poza tym relaksuję się przy muzyce, moim ulubionym gatunkiem jest reggaeton, połączenie hip-hopu i muzyki latynoamerykańskiej. Skupiam się przy jego rytmach, daje mi pozytywnego kopa.
- Bokserzy często mają specjalne rytuały przed walką. Co jest talizmanem Grzegorza Proksy?
- Każdy zrzucony kilogram na treningu. Ciężko pracowałem, jestem w dobrej formie fizycznej i psychicznej. Wierzę w zwycięstwo, kibice obejrzą w sobotę na pewno interesujący pojedynek.