"Super Express": - Jak się czujesz przed walką z Proksą?
Giennadij Gołowkin: - Doskonale. Jestem zdrowy i w świetnej formie. Potrafię potężnie uderzyć, a do tego mam ogromne doświadczenie i jeszcze większe serce do boksu. Stoczyłem ponad 300 walk amatorskich, byłem srebrnym medalistą na igrzyskach w Atenach w 2004 roku. W ringu nie odpuszczam do ostatniego gongu. Jestem bardzo agresywny, idę mocno do przodu. I w takim stylu zamierzam walczyć z Proksą. Będzie to moja pierwsza walka w USA i chce się zaprezentować z jak najlepszej strony. Chcę zdobyć tutaj sławę. Wiem, że dla Polaka ta walka jest też wielką szansą, więc zapowiada się bardzo dobry i zacięty pojedynek. Taki ząb za ząb. Przed walką z Proksą bardzo ostro trenowałem. Pochodzę z Kazachstanu, gdzie ludzie nie boją się ciężkiej pracy.
- Komentatorzy nie dają Proksie większych szans...
- Bo nigdy nie walczyli z nim w ringu. Uważam, że Grzegorz to świetny pięściarz i bardzo go szanuję.
- Na stałe mieszkasz w Niemczech. Nie tęsknisz za Kazachstanem, za kuchnią, zwyczajami i rodziną?
- Za kuchnią niekonieczne, bo nasze tradycyjne potrawy są ciężkostrawne i tuczące, a ja staram się odżywiać zdrowo (śmiech). Kiedy tylko mogę, przyjeżdżam w rodzinne strony na wakacje. Moi najbliżsi także mnie odwiedzają.
- Kiedy zaczęła się twoja przygoda z boksem?
- Boksuję, odkąd skończyłem 10 lat. W moich rodzinnych okolicach można było zostać albo zapaśnikiem, albo pięściarzem. Mój kolega namówił mnie na trenowanie boksu i kiedy pierwszy raz zadałem cios, wiedziałem już, że mam ogromny talent od Boga do tego sportu.