Pierwsza walka Wildera z Furym odbyła się w grudniu 2018 roku i zakończyła się kontrowersyjnym remisem. Brytyjczyk leżał na deskach dwukrotnie, ale w opinii wielu ekspertów i komentatorów wygrał ten pojedynek na punkty. Sędziowie po 12. rundach orzekli jednak remis i stało się jasne, że rewanż jest kwestią czasu.
Po walce z Wilderem Fury stoczył dwie walki z niepokonanymi, ale szerzej nieznanymi rywalami. O ile Niemca Toma Schwarza znokautował szybko, bo w 2. rundzie, o tyle ze Szwedem Otto Wallinem poszło mu już trudniej. Wygrał, ale na punkty, a dodatkowo walkę okupił paskudną kontuzją rozcięcia łuku brwiowego.
Wilder również stoczył dwa pojedynki, ale z o wiele bardziej wymagającymi rywalami. Dominica Breazealea brutalnie znokautował już w 1. rundzie, a "King Konga" Luisa Ortiza zdemolował w 7. odsłonie. Był to rewanż za pojedynek z marca 2018 roku, kiedy to Wilder wygrał z Kubańczykiem przez nokaut w 10. rundzie.
Mając w pamięci to, co działo się przed poprzednią walką Wildera z Furym można być pewnym, że pięściarze znów staną na wysokości zadania, jeśli chodzi o promocję pojedynku. Po tym, jak ogłoszono rewanż Wilder umieścił na Twitterze wpis: "Po 22 lutego nie będzie już pytań bez odpowiedzi. Skończę to, co zacząłem i tym razem Tyson Fury nie podniesie się z desek tak szybko.". Na odpowiedź "Króla Cyganów" nie trzeba było długo czekać: "22 lutego w MGM Grand Arenie oglądajcie mnie jak będę nokautował Deontaya Wildera, zwanego też wielkim menelem".
Wielkie grzmoty i show na konferencjach gwarantowane.