- Miałeś trochę rozliczeń z Zakopanem, do tej pory ci tu nie szło. Wreszcie się udało.
- Nie wiem. Wiecie, że ja tego nie śledzę. Nie wspominam tego, co było kiedyś. Idę i robię swoje.
- Znowu lądowałeś trochę bliżej prawej strony. Popełniłeś błąd?
- Nie zwróciłem uwagi. Zawsze ściągało mnie trochę do prawej strony i nigdy tego w stu procentach nie wyeliminowałem. Ale jeśli wy widzicie, to może trenerzy też wytkną mi błąd.
- Przez drugi skok straciłeś zwycięstwo. Błąd czy złe warunki?
- O dziwo skok wydawał się bardzo fajny. Trenerzy też mówili, że z progu to fajnie wyglądało. Warunki miałem trochę gorsze i w drugiej fazie lotu wsparcia spod nart brakowało. Trochę mnie odkręcało i brakło, żeby odlecieć 3-4 metry dalej.
- Wszyscy dawno nie widzieliśmy Kamila tak rozemocjonowanego, szczęśliwego.
- Oj tak, było widać, że emocje puściły. A ja mu bardzo serdecznie gratuluję tego zwycięstwa. Od Engelbergu na to czekał, a po Predazzo był prawie na mnie obrażony (śmiech). Niech „mo” dzisiaj.
- Ale chyba jest niedosyt, że Kamil tym razem cię przeskoczył?
- Teraz ja będę musiał się na niego obrazić (śmiech). Bardzo się cieszę z tego, jak to wszystko się zakończyło. Nawet pomimo tego, że nie udało mi się wygrać. Wylądowałem na podium, wspólnie z Kamilem mogliśmy odśpiewać hymn A capella z kibicami. Podium w Zakopanem to jest coś, co się zapamiętuje na długo i ciary po plecach idą.
- Piotr Żyła mówił, że od rana trenowaliście okrzyki radości.
- A to „Pieter” trenował i nam nie dał wypocząć, ino się darł za ścianą (śmiech).