- Wszystko było idealnie?
- Wiedziałem, że jest super, ale lekko spóźniłem ten pierwszy skok. Czułem, że mogę zrobić coś lepiej, ale nie chciałem robić tego na siłę. Czasami lekkie przedobrzenie kończy się katastrofą.
- Ćwiczyłeś ten okrzyk na podium?
- Codziennie rano staję przed lustrem i dom po prostu drży (śmiech). Cieszę się, jakbym pierwszy raz wygrał. Te emocje dopiero schodzą. Zaczynają mnie boleć plecy, plącze mi się język. Chyba wszystkich ściskałem, kto się tylko napatoczył. Ludzie widzą, jak wielką pracę trzeba wykonać, żeby wygrać choć jedne zawody Pucharu Świata w sezonu.
- Nareszcie masz kontrolę nad swoimi skokami?
- Trochę tak. Teraz mogę trochę więcej luzu do tych skoków wprowadzić. Nie muszę wszystkiego pilnować i kontrolować.
- To dziesiąty rok z rzędu, kiedy wygrywasz zawody Pucharu Świata. Nikt przed tobą tego nie dokonał.
- To wspaniałe uczucie. Już miałem okazję to przetrawić, bo już rok temu mówiliście mi, że jest taka szansa. No i udało się 10 lat z rzędu stawać na najwyższym stopniu podium.
- Skok, który dał ci zwycięstwo, był najlepszy w tym sezonie?
- Był jednym z najlepszych, ale wydaje mi się , że jeszcze lepszy był ten w drugiej serii konkursu drużynowego. Pokazywałem tutaj gesty radości, bo trudno się nie cieszyć wiedząc że zrobiłem wszystko, co w mojej mocy i widząc reakcje kibiców. Przez ostatnie tygodnie nie czułem przygnębienia, ale jakąś chęć poprawy i uczynienia czegoś lepiej na siłę. A trzeba było poszukać tego, co chyba najważniejsze dla sportowca: dziecięcej radości z tego, co się robi.