W tym samym konkursie 14 lat temu na austriackim obiekcie skakali zresztą także młodzi Piotr Żyła i Stefan Hula, i również nie weszli do serii finałowej... Dzisiaj dla odmiany Polacy będą w gronie faworytów do wysokich miejsc i chcą zapomnieć o słabszych startach na dużej skoczni w Innsbrucku.
Austriak Stefan Kraft, który broni złota MŚ na normalnym obiekcie, po treningach rozmawiał ze Stochem o wrażeniach ze skoczni w Seefeld.
– Powiedziałem mu, że jest trudna, ale fajna. Pytał jak oceniam rozbieg. Nic mi nie podpowiedział, zresztą ja bym mu też nie podpowiadał. Jest szansa, że zaprzyjaźnię się z tym obiektem – mówił dziennikarzom lider reprezentacji Polski.
– Skocznia jest trochę dziwna z powodu... całokształtu, głównie chodzi o przejście między rozbiegiem a progiem. Jest dosyć ostre i krótkie, ale to nie jest pierwszy obiekt w ten sposób zrobiony. Każda skocznia ma w sobie coś, z czym trzeba się zmierzyć. Wszystko jest do zrobienia – zapewnia Kamil. Obiekt nie jest zresztą identyczny z tym, na jakim startował jako junior. Od tego czasu był kilkakrotnie przebudowywany.
Jeśli Stoch wskoczy dzisiaj na najwyższy stopień podium, trafi do dość wąskiego grona skoczków, którzy mają w dorobku złoto mistrzostw świata zarówno na dużej jak i normalnej skoczni. Są już w tej grupie: Adam Małysz, Stefan Kraft, Hans-Georg Aschenbach, Garij Napałkow, Björn Wirkola, Janne Ahonen i Masahiko Harada.
Na razie Kamil dawał sobie dobrze radę na treningach w Seefeld, zostawiając za sobą gorsze skoki w Innsbrucku. We wtorek i środę trzy razy na cztery próby znalazł się w czołowej trójce. W czwartkowych kwalifikacjach zajął najwyższe z Polaków 3. miejsce
– Jak ktoś jest w dobrej dyspozycji, to nie ma znaczenia rozmiar skoczni i od pierwszego skoku wszystko idzie dobrze. Zawsze chcę wszystko robić idealnie, ale nie zawsze wychodzi. Nie mówmy już o Innsbrucku, tam coś nie zagrało, teraz wszystko wraca do normy – uspokaja Stoch.