Dwa zwycięstwa z Węgrami (właśnie wygrali Dywizję IA i wracają do elity), ale potem już seria porażek – w dwumeczach ze Słowenią i Wielką Brytanią, a kilka dni temu – w rywalizacji ze Słowacją: tak wyglądały dotychczasowe wyniki polskich hokeistów, szykujących się po 22-letniej przerwie do startu w gronie najlepszych reprezentacji w tej dyscyplinie. Finalnym sprawdzianem Polaków przed sobotnią inauguracją ich występów w Ostrawie było wtorkowe spotkanie z innym uczestnikiem mistrzostw świata, Danią.
To była także ostatnia selekcja, mająca pozwolić selekcjonerowi Robertowi Kalaberowi na rozwiązanie ostatnich wątpliwości dotyczących kształtu 25-osobowej kadry na czeski czempionat. Swe decyzje trener ogłosi jeszcze w późny wtorkowy wieczór. Ci lepiej poinformowani już przed pierwszym gwizdkiem gotowi się byli zakładać, którzy zawodnicy z ponadtrzydziestosobowej grupy trenującej wspólnie od kilku tygodni odpadną na ostatniej prostej.
Nie będzie w gronie skreślonych bramkarza Davida Zabolotnego – nawet jeśli „za pięć dwunasta” stosowne dokumenty otrzyma Tomáš Fučík, czeski golkiper od lat grający w Polsce. Polskie obywatelstwo ma od kilku dni, potrzebny mu jest jednak fizycznie polski paszport…
Zabolotny – wracając do meczu – trzymał nas przy życiu w pierwszej tercji, w której Duńczycy, po kilku pierwszych minutach „rozpoznawania sił” – mocno ostrzeliwali naszą bramkę. Urodzony w Niemczech golkiper był jednak czujny, w sukurs przyszedł mu też słupek, a w jednej z akcji – nader koronkowa próba jej sfinalizowania przez gości.
W drugiej tercji publikę w sosnowieckim Pałacu Zimowym ożywiło kilka polskich kontr, po których to duński golkiper miał ręce pełne roboty. Coraz śmielsze „Polska, Polska” z trybun nagradzało bronione przezeń strzały wspomnianego na wstępie Maciasia, a także Grzegorza Pasiuta, Bartosza Fraszki, Patryka Wronki, Dominika Pasia. Tym razem to nasi mogli narzekać na „zaczarowaną bramkę” rywali – bądź co bądź dziesiątej drużyny ostatnich MŚ.
W końcówce tej odsłony przeżywaliśmy trudne chwile po dwuminutowej karze dla Patryka Wajdy. I równo z jej zakończeniem przydarzyło się nam nieszczęście. Zabolotnemu zabrakło pięciu centymetrów, by po strzale Alexandra True „zamrozić” na linii, a nie tuż za nią.
Po rozpoczęciu trzeciej tercji Skandynawowie – po nieszczęśliwym rykoszecie od jednego z naszych graczy – podwyższyli prowadzenie (do protokołu trafił Mikkel Aagaard, jako ostatni z Duńczyków dotykający krążka). Ów „dzwon” mocno potrząsnął Biało-Czerwonymi: 90 sekund później kontaktową bramkę zdobył Bartosz Fraszko. „Jeszcze jeden” - domagała się widownia.
Okazja ku temu była, Polacy nie wykorzystali jednak okresu gry w przewadze. Potem zaś w odstępie 25 sekund na ławkę kar powędrowali Maciaś i Filip Komorski i przez kilkadziesiąt sekund Duńczycy zasypywali naszą bramkę gradem strzałów. Zabolotny zaskoczyć się dał tym – wydawałoby się – najprostszym, niemal z zerowego kąta.
Nie było więc – ale też chyba niewielu się go spodziewało, biorąc pod uwagę dwie dekady zapaści naszego hokeja – korzystnego wyniku tuż przed wyprawą na ostrawskie lodowisko, choć serducha naszym odmówić nie sposób. W czeskim turnieju każdy ewentualny punkcik urwany „możnym” będzie cennym sukcesem... W Sosnowcu na otarcie łez Polacy wygrali konkurs rzutów karnych. Od organizatorów meczu dostali zaś - wcale nie symboliczne - ... podkowy na szczęście!
Polacy zmagania w mistrzostwach świata rozpoczną w sobotę, 11 maja, o godz. 16.20. Ich pierwszym rywalem będą brązowi medaliści ostatniego czempionatu globu, Łotysze. Poza nimi Biało-Czerwoni w Ostravar Arena zagrają ze Szwedami (12.05., 20.20), Francuzami (14.05., 20.20), Słowakami (15.05., 20.20), Amerykanami (17.05., 20.20), Niemcami (18.05., 16.20) i Kazachstanem (20.05., 20.20).
Polska – Dania 1:3 (0:0, 0:1, 1:2)
0:1 True (37:22), 0:2 Aagaard (40:33), 1:2 Fraszko (42:03), 1:3 Molgaard (55:26)