- Jestem na siebie zły. Odczepiałem zielsko od płetwy sterowej, podniosłem głowę i dostałem skrzydłem od generatora wiatrowego. Nawet go nie zauważyłem, bo jak szybko się kręci, to go nie widać - opowiada Gutkowski.
Przeczytaj koniecznie: Mateusz Kusznierewicz wziął ślub na morzu
Na szczęście "Gutek" miał kontakt komputerowy z lekarzami. Kierując się ich wskazówkami, ogolił sobie czoło i nałożył opatrunek. - Nie mogę wychodzić na zewnątrz, bo fale często zalewają pokład. Nie chcę zmoczyć głowy w słonej wodzie, zostanie mi na czole tylko blizna - pociesza się polski żeglarz.
Gutkowski walczy z niebezpieczeństwami i z czterema rywalami. Wszyscy mają ten sam cel - opłynąć jak najszybciej kulę ziemską. Na razie, po 2 tygodniach żeglugi, Polak na jachcie "Operon" jest wiceliderem, za Bradem van Liew z USA.
Budżet polskiego żeglarza na tę wyprawę wynosi prawie milion euro i jest najniższy wśród startujących. Jego jacht, wart 200 tysięcy euro, jest najstarszy (to dawny francuski "Globe", wyremontowany w 2000 roku i zmodernizowany w 2005).
- Ale dla mnie "Gutek" jest faworytem tych regat - twierdzi znany żeglarz Roman Paszke (59 l.), który prowadził załogę z Gutkowskim w wokółziemskich regatach The Race 2001. - Zbyszek jest bardzo wszechstronnie wyszkolony, a to ogromnie ważne w samotnym rejsie, gdzie drobna awaria oznacza poważne kłopoty i stratę czasu. Trzeba znać mechanikę, być po trochu elektrykiem i elektronikiem, nawet lekarzem. O nawigacji czy "czytaniu" pogody już nie wspominam.
Uczestnicy tego wyczerpującego wyścigu... prawie nie sterują jachtem osobiście. Czyni to za nich autopilot, nad którym trzeba jednak sprawować nadzór. Na jachcie wiele jest elektroniki, telefon satelitarny, aby porozumieć się ze służbami nawigacyjnymi. Ale to człowiek podejmuje kluczowe decyzje, wybiera kurs, ustawia żagle, dokonuje napraw... i mierzy się ze śmiertelnym niebezpieczeństwem.
Patrz też: Kusznierewicz będzie miał dziecko
- Na Wielkim Oceanie Południowym odległości od najbliższego zamieszkałego lądu bywają takie jak między Londynem a Nowym Jorkiem - mówi obrazowo Roman Paszke. - Żaden śmigłowiec ani samolot nie przyleci na ratunek. Może tylko przypłynąć statek. A to trwa od pięciu do dziesięciu dni.
Na zwycięzcę czeka nagroda pół miliona euro, czyli 2 miliony złotych.