„Super Express”: -Nadzieje były niemałe: marzyło nam się utrzymanie. Nie ma go, jest powrót na zaplecze elity. Pańska ocena naszego startu w Ostrawie?
Mirosław Minkina: - Czekaliśmy na grę w elicie 22 lata. Byliśmy świadomi, że łatwo nie będzie. Wszystkie mecze były zagrane z wielkim poświęceniem i determinacją – chylę czoła przed zawodnikami. Pokazaliśmy się tu z dobrej strony i jest nadzieja, że w końcu się coś w polskim hokeju zmieni. Choć oczywiście były mankamenty w naszej grze: wykorzystaliśmy bodaj 23. czy 24. grę w przewadze. Wiemy, gdzie jesteśmy, walczymy dalej.
- A gdzie jesteśmy? Wrócimy do grona najlepszych za rok?
- Nie wiem, ale widzę kilka plusów po tym turnieju. Przede wszystkim ogromne zainteresowanie polskich kibiców, świadczące o tym, że jest chęć oglądania hokeja w naszym kraju. Na dodatek fani potrafią zrozumieć nasze porażki, kiedy widzą, że chłopacy zostawiają zdrowie i serce na lodzie. Rozpatrując różne scenariusze, które mogły nas tu spotkać, już wcześniej zgłosiliśmy Polskę jako potencjalnego organizatora przyszłorocznych zmagań w Dywizji IA. Będziemy o nie walczyć zapewne z Rumunią. Na razie do roli organizatora wybraliśmy Sosnowiec, ale przy tym zainteresowaniu, jakie widziałem tutaj, będę również rozważał kandydaturę Krakowa lub Gliwic.
- Maleńkim plusem być może jest i to, że wieszczono Biało-Czerwonym pogromy...
- Przed turniejem takie wyniki, jakie tu osiągnęliśmy z USA czy Szwecją, bralibyśmy w ciemno. Czasami brakowało trochę szczęścia, ale oczywiście widać było ogromną różnicę między zawodnikami z NHL a naszymi. Żałować trzeba meczu z Francją – to był jeden z tych meczów, obok potyczek z Kazachstanem i Łotwą, w których mieliśmy szukać punktów. Z Łotyszami udało się punkt zdobyć, ale nie wystarczyło to, by pozostać w elicie.
- Mówił pan o wielkim serduchu i determinacji, ale sami zawodnicy powtarzają, że „diabeł tkwi w szczegółach”; w wyszkoleniu, które wynosi się z klubów…
- We wszystkich klasowych ligach gra się szybciej, niż w naszej rodzimej ekstraklasie. Jednak dzięki temu, że się jakiś czas temu otwarła, więcej meczów jest w niej wyrównanych, gra się szybciej. Ale to musi działać i w drugą stronę. Mam nadzieję, że dzięki postawie na tych mistrzostwach, kilku kolejnych naszych zawodników wybije się poza Polską Hokej Ligę i trafi do klasowych zespołów zagranicznych.
- A czy te mistrzostwa pozwolą nam na częstsze kontakty meczowe ze światową czołówką?
- Mam nadzieję. Grywaliśmy do tej pory z Włochami, z Austrią, przed tym turniejem udało się zagrać z Danią i Słowacją… Dziś Polska, unikając wysokich dwucyfrowych porażek, staje się dobrym sparingpartnerem. Liczę na to, że przy organizacji turniejów EIHC w listopadzie, grudnu czy lutym, uda się pozyskać silnych uczestników. Toczą się rozmowy z federacją niemiecką, by Polska stała się uczestnikiem grudniowego Pucharu Niemiec. Biało-Czerwoni tu, w Ostrawie, pokazali, że zasługują na to, by z nią rywalizować przynajmniej w towarzyskich turniejach.
- Nie będzie dobrego szkolenia i gonienia czołówki bez odpowiedniej infrastruktury. Jest szansa, że coś drgnie w tym temacie?
- Na pierwszym spotkaniu był minister Sławomir Nitras. Już wcześniej się z nim spotkałem, przedstawiłem parę głównych tematów. Lansujemy projekt budowy lodowisk. Po pierwsze – chodzi o ich wybudowanie w ośrodkach – w Warszawie czy Wrocławiu – w których ich nie ma. Po drugie – o to, by rozbudowywać ten park, który już mamy. W Tychach czy Sosnowcu – gdzie są już piękne obiekty meczowe – potrzebna jest jeszcze dodatkowa infrastruktura treningowa. Zlustrowaliśmy tu lodowisko w Starej Lubovni. Koszt budowy podobnej areny – z widownią na 300 osób, ale z pełnym zapleczem szatniowym, małą kawiarenką itp. - to ok. 3 mln euro: w tym kierunku dobrze byłoby pójść. Takich niskobudżetowych obiektów powinno powstać w Polsce jak najwięcej. Ministerstwo – jak usłyszałem – ma na ten program przygotowane ok. 100 mln złotych. Przy identycznym udziale samorządów daje to kwotę 200 mln, czyli można by takich lodowisk wybudować dwanaście – czternaście.
- Ostrawa pokazała, że mecz hokejowy może być wielkim show. Po te doświadczenia też warto sięgnąć?
- Owszem. To są bodajże 10 mistrzostwa elity, które widziałem, i na podstawie doświadczeń z roku bodaj 2015 oraz obecnych mogę powiedzieć, że w tym elemencie Czesi są niedoścignieni. Ale my już też wstydu nie przynosimy, organizując nasze imprezy krajowe. Ostatni finałowy turniej Pucharu Polski był świetnie zorganizowany w kwestii oprawy muzycznej czy efektów wizualnych. Ale oczywiście trzeba wchodzić na wyższe szczeble.