W sobotę Żyła stał się sportowym bohaterem całej Polski. W fantastycznym stylu obronił tytuł mistrza świata na normalnej skoczni jako dopiero drugi skoczek w historii - po Adamie Małyszu. 36-latek dokonał tego, mimo że na półmetku był trzynasty. W drugiej serii oddał jeden z najlepszych skoków w życiu i spełnił marzenia swoje oraz kibiców. Smakiem medalu musieli obejść się m.in. Słoweńcy, którzy przed konkursem uchodzili za największych faworytów. Anze Lanisek i Timi Zajc zamknęli jednak pierwszą dziesiątkę i po kilkudziesięciu godzinach dalej byli rozgoryczeni.
Słoweńcy nie mogą pogodzić się z sukcesem Piotra Żyły. Grzmią naprawdę mocno
- Było podobnie jak cztery lata temu, kiedy zwycięzca awansował z 27. miejsca. Szkoda, że tak ważny konkurs rozstrzygnął się w taki sposób. To było nie fair, ale tak już jest w tym sporcie - skomentował rozczarowany Zajc w serwisie rtsio.si. Wtórował mu kolega z reprezentacji, Lovro Kos. - Następnym razem stanę przy czujniku i będę dmuchał na naszych zawodników, żeby wyglądało, że mają gorsze warunki. I wtedy zyskają dziesięć punktów - powiedział z wyczuwalną ironią. Trener Słoweńców także nie krył frustracji.
- Mistrzostwa świata nie powinny być rozstrzygane w taki sposób. Nie rozumiem takich konkursów, ale cóż, niestety tak potoczyła się rywalizacja - narzekał Robert Hrgota. Pomimo nie najlepszego wyniku, docenił on formę Zajca i Laniska. - Przykro mi, że po dobrych skokach zajęli takie miejsca. Nie wiem, jakie są zasady - zakończył były skoczek. Okazję do rewanżu gospodarze będą mieli już za kilka dni. W piątek odbędzie się konkurs MŚ na dużej skoczni i Słoweńcy z pewnością będą chcieli wywalczyć co najmniej jeden indywidualny medal.