Turniej Czterech Skoczni to cykl w Pucharze Świata rozgrywany od 1953 roku. Przez lata zyskał na prestiżu i obecnie jest chyba najważniejszą imprezą w trakcie PŚ obok mistrzostw świata i zimowych igrzysk olimpijskich. Nic więc dziwnego, że na występy na czterech skoczniach - w Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen, Innsbrucku i Bischofshofen - zawodnicy mobilizują się bardziej, niż na inne konkursy.
Bo poza nagrodami finansowymi (za triumf w całym cyklu zawodnik dostaje 20 tysięcy franków szwajcarskich, zwycięstwa w poszczególnych zawodach nagradzane są 10 tysiącami franków) dobry występ w TCS gwarantuje stałe miejsce w historii. Rok temu przekonał się o tym Kamil Stoch. Mistrz z Zębu wygrał 65. edycję imprezy i było to dla niego wyjątkowe wydarzenie, bo jedynie tego pucharu brakowało w jego bogatej kolekcji. Tym samym dołączył do zaledwie kilku skoczków, którzy w trakcie swojej kariery triumfowali w igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata, Pucharze Świata i Turnieju Czterech Skoczni. Wcześniej zdołali to osiągnąć jedynie Fin Matti Nykanen (1982-84), Niemiec Jens Weissflog (1983-85), Norweg Espen Bredesen (1993-94) i Austriak Thomas Morgenstern (2005-11).
Wielkie osiągnięcie Polaka rozbudziło jego apetyt. Co prawda nie udało mu się wywalczyć Kryształowej Kuli na koniec sezonu, ale teraz będzie chciał powtórzyć sukces sprzed roku. W XXI wieku obrona tytułu TCS udała się zaledwie dwóm zawodnikom - Janne Ahonenowi (2005 i 2006) i Gregorowi Schlierenzauerowi (2012 i 2013). Wcześniej w historii dokonywali tego też Ernest Vettori (Austria), Jens Weissflog (NRD), Hubert Neuper (Austria), Jochen Danneberg (NRD), Bjoern Wirkola (Norwegia) i Helmut Recknagel (NRD).
Ale tegoroczny Turniej Czterech Skoczni to jedynie przedsmak tego, co czeka nas na początku 2018 roku. Chodzi oczywiście o zimowe igrzyska olimpijskie w Pjongczangu. Można się więc spodziewać, że sztab szkoleniowy reprezentacji Polski ze Stefanem Horngacherem na czele będzie miał na uwadze bardziej przygotowanie biało-czerwonych do imprezy w Korei Południowej, niż osiągnięcie szczytu formu już podczas niemiecko-austriackiego cyklu.
Mimo to po cichu liczymy, że Polacy znów dadzą prawdziwy popis. Przypomnijmy, że rok temu poza zwycięstwem Stocha drugie miejsce w klasyfikacji TCS zajął Piotr Żyła, a tuż za podium, bo na czwartym miejscu, uplasował się Maciej Kot. Oby tym razem też dali nam wiele powodów do radości!