"Super Express": - Jak bardzo byłaś dzisiaj zmęczona?
Agnieszka Radwańska: - Te ostatnie dwa mecze naprawdę mnie zabiły, szczególnie że nie miałam wolnego dnia. Bardzo go potrzebowałam. No i ta nawierzchnia kortu, bardzo przylepna, biegać po niej trzy i pół godziny było męczarnią. Naprawdę dzisiaj próbowałam, chciałam biegać, ale nogi nie niosły. Byłam wykończona. O 2.30 w nocy poszłam spać, a o 12 miałam już rozgrzewkę.
- Znów po meczu siedziałaś w wodzie z lodem?
- Tak, tym razem 10 minut.
- Serena mówiła, że twoja dzielna postawa jest dla niej inspiracją. To też ci powiedziała po meczu.
- Dokładnie to. Szacun, że w ogóle wyszłam na kort. Była zaskoczona, że po takich meczach jeszcze próbowałam walczyć. Ale nic nie mogłam zrobić. Nigdy nie dostałam w dwóch meczach tak w kość.
- Rok zaczynałaś poza pierwszą piątką, a jesteś w niej teraz, miałaś nawet szansę na bycie numerem 1. Wierzyłaś, że to możliwe?
- Szczerze mówiąc, nie. To był rzeczywiście wspaniały rok, byłam tak blisko numeru 1, przez kilka tygodni byłam numerem 2, pierwszy raz grałam w finale Wielkiego Szlema. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie nie gorzej.
- Plany wakacyjne?
- Już się nie mogę doczekać. Bardzo potrzebuję tych wakacji, chcę na jakiś czas rzucić rakietę w kąt. Pojadę na 10 dni gdzieś, gdzie jest gorąco. Zagram jeszcze w listopadzie pokazówkę w Toronto.
- Może uczcisz rok zakupem kolejnych torebek Louis Vuitton? Jest tu w Stambule duży bazar, tylko uważaj na podróbki...
- Już potrafię odróżniać podróbki od oryginałów (śmiech).