"Super Express": - Jak to się stało, że akurat Andrzej Szarmach zainteresował się losem Łukasza?
Janusz Kubot: - Był wtedy pierwszym trenerem Zagłębia Lubin, a ja jego asystentem. To nie tylko były wybitny piłkarz, ale też kapitalny człowiek, szybko się zaprzyjaźniliśmy. Gdy trenowaliśmy w hali, 16-letni wtedy Łukasz ćwiczył z nami koordynację, ogólne przygotowanie fizyczne. Andrzejowi widać zaimponował zapał, z jakim trenował, bo gdy przyszło zaproszenie z USA i zwierzyłem mu się, że z wyjazdu chyba nic nie wyjdzie, bo nas na to nie stać, to od razu zaproponował pożyczkę. Zawsze będziemy mu za to wdzięczni.
- Pan był piłkarzem, potem trenerem, więc naturalne wydawałoby się, że Łukasz również zainteresuje się futbolem.
- Bardzo dobrze gra w piłkę, ma świetną lewą nogę. Jednak wiedziałem, że postawi na tenis, odkąd kolega w wakacje namówił go, by poszedł z nim na trening tenisowy do Zagłębia. Od małego był systematyczny, dokładny, bardzo poukładany, niesamowicie pracowity. W domu "na sucho" trenował zagrywki, bekhendy, forhendy. Ja nawet nie mogłem skorygować jego błędów, bo kompletnie się na tym nie znam. Łukasz do wszystkiego doszedł sam. Ciężką, często katorżniczą pracą.
- W rodzinie Kubotów tylko pan i Łukasz macie sportowe pasje?
- Żona Dorota w czasach licealnych była świetną koszykarką, a młodsza siostra Łukasza - Paulina, była tenisową mistrzynią Dolnego Śląska. Była lepsza od Łukasza, ale zabrakło jej charakteru. Dlatego poradziłem jej, by dała sobie z tym spokój, bo szkoda zdrowia, kiedy brakuje zapału. W pewnym momencie sam talent już nie wystarcza.
- Podobno odkąd Łukasz zaczął na tenisie zarabiać, inwestuje głównie w opiekę medyczną, sprzęt.
- To prawda. Ma dwóch trenerów - od tenisa i od przygotowania technicznego. Poza tym na każdy turniej jeździ z nim fizjoterapeutka.
- Na stałe mieszka w Pradze. Dlaczego?
- Tam ma lepszą bazę, sparingpartnerów i życiową partnerkę - byłą słowacką tenisistkę Evę Slaninkovą. To superdziewczyna, bardzo mu pomaga. U nas syn bywa 2-3 razy w roku. Przyjeżdża na Wigilię i już następnego dnia znów rusza w drogę. Ale jak już u nas jest, to pierwsze o co pyta, to czy na obiad jest pomidorowa z makaronem mojej żony. W ogóle uwielbia polską kuchnię. Pewnie dlatego, że za granicą jej nie ma.
- Kto wygra polską bitwę o Londyn?
- Nieważne. Obaj z Janowiczem już przeszli do historii. Bardzo lubię Jerzyka. To fajny chłopak i bardzo dobry kolega Łukasza. Myślę, że przy swoich warunkach i talencie jeszcze sporo namiesza.
Kubot po zwycięstwie nad Adrianem Mannarino:
Tym awansem do ćwierćfinału przedłużyłem sobie karierę o rok, może więcej. Jeszcze trochę powalczę, a potem już zawsze wejdę na korty Wimbledonu, bo ćwierćfinał daje mi przynależność do tzw. klubu Last Eight. Do końca życia w Londynie mam zapewniony wstęp na korty i nie muszę nawet prosić nikogo o bilet. Taki jest tutaj przywilej dla członków tego klubu".
Dwa lata temu wyjeżdżałem z Wimbledonu po porażce w IV rundzie z Feliciano Lopezem. Nie wykorzystałem wtedy dwóch piłek meczowych. Bardzo to przeżywałem, ale tamten mecz dużo mnie w życiu nauczył. Dlatego wieczorem przed pojedynkiem z Mannarino obejrzałem go sobie jeszcze raz na DVD. Dzięki temu udało mi się wygrać".
Kankana tańczę, bo parę lat temu umówiłem się ze swoim trenerem, że zawsze jak wygram ważny mecz, to będzie kankan. Zresztą to jest jedno z ćwiczeń podczas moich treningów".
Łukasz Kubot
Ur. 16 maja 1982 roku
Miejsce zamieszkania: Lubin/Praga
Wzrost: 190 cm
Waga: 86 kg
Pozycja w rankingu: 130.
Pieniądze zarobione na korcie: 11,5 mln zł
Nie przegap!
Wimbledon - na żywo w Polsacie Sport i Polsacie Sport Extra