O śmierci ukochanego ojca Steve Johnson dowiedział się kilkanaście dni temu. Grał wówczas we Włoszech na turnieju z cyklu ATP. Po meczu z Borną Coriciem zdradził, że mężczyzna miał już zarezerwowane bilety lotnicze do Paryża. Miał na żywo śledzić zmagania syna we French Open. Niestety, w wieku 58 lat odszedł z tego świata. Po zwycięskim spotkaniu na francuskim Wielkim Szlemie Johnson upadł na kolana i zalał się łzami. Za chwilę wypowiedział wzruszające słowa. – Wiedziałem, że patrzy na mnie gdzieś tam z góry. To dodało mi sił i pomogło w odniesieniu zwycięstwa - podkreślił sportowiec.
Amerykanin zapewne nie grałby w tenisa, gdyby nie ojciec. To on zaszczepił mu pasję do tego sportu i był jego pierwszym trenerem. – W głowie mam emocjonalny bałagan. Fizycznie czuję się bardzo dobrze, ale psychicznie jestem rozbity - przyznał szczerze Steve Johnson. W kolejnej rundzie French Open zagra on z Dominickiem Thiemem z Austrii.