Adam Wójcik nie żyje. Żegnaj Mistrzu

2017-08-28 4:00

Koszykarskie środowisko jest w szoku: w wieku 47 lat zmarł Adam Wójcik, wieloletni reprezentant Polski, zawodnik, który jako pierwszy Polak był bliski gry w NBA, przez lata podpora drużyny narodowej i wielu klubów w kraju i za granicą, ikona tej dyscypliny nad Wisłą. Przegrał walkę z białaczką.

Wójcik odszedł w kwiecie wieku, w pełni sił, gdy realizował się już nie jako koszykarz, ale trener, wychowawca młodzieży, a przede wszystkim ojciec wspaniałych 18-latków - bliźniaków Jana i Szymona, także rozpoczynających karierę koszykarską.

Wydawało się, że to człowiek nie do zdarcia. Jego zawodowa przygoda koszykarska trwała przecież przez ponad dwie dekady. Rzadko zdarzały mu się poważniejsze kontuzje. Biegał na parkietach jeszcze w wieku 42 lat! Buty na kołku zawiesił ledwie pięć lat temu. - Czuję się najwyżej na 30 lat - mówił "Super Expressowi", gdy dobiegał czterdziestki.

Zanim zaczął na poważnie trenować koszykówkę w wieku 14 lat, wypatrzony przez Krzysztofa Walonisa, wychowawcę młodych talentów i wielu późniejszych reprezentantów, uprawiał siatkówkę i piłkę nożną, skakał w dal i biegał na 400 metrów.

Często powtarzał, że jego koszykarskim idolem był nie Michael Jordan, ale Scottie Pippen. Od młodych lat starał się naśladować gwiazdora NBA, a sprzyjały temu warunki fizyczne - Wójcik był zawsze chudy i wysoki, potem przybrał na masie mięśniowej.

Jak na koszykarza o wzroście 209 cm imponował dynamiką, fruwał nad obręczami w efektownych akcjach. Rozwijał repertuar zagrań, umiał radzić sobie pod koszem jako środkowy, ale grał też na obwodzie i łatwo trafiał za 3 punkty. Miał więc wszelkie cechy, które dzisiaj są szczególnie pożądane w NBA. Sam w 1993 r.liznął zawodowego basketu na obozie LA Clippers, ale nie skończyło się to kontraktem w najlepszej lidze świata.

Miał swoje przesądy, zawsze najpierw zakładał lewą skarpetkę i lewy but, przed pierwszym treningiem na śniadanie jadał banana popijając kawą.

Osiem razy zdobył mistrzostwo Polski, raz był mistrzem Belgii. W reprezentacji osiągnięciem numer jeden było 7. miejsce w ME 1997 - wynik, którego od tego czasu nie udało się powtórzyć. Ostatni mecz w drużynie narodowej rozegrał w 2009 r. na mistrzostwach Europy w Polsce, czwartych w swojej karierze. 39-letni Wójcik był wtedy najstarszym kadrowiczem, a najmłodsi jego koledzy z zespołu mieli po 23 lata. W koszulce z orzełkiem grał 20 lat.

Adama Wójcika wspominają:

Arkadiusz Koniecki (70 l.), były trener reprezentacji Polski:

- Adama znałem od kadeta, kiedy jeszcze poza wzrostem aż tak się nie wyróżniał. Był delikatny, ale miał to coś. Uznaliśmy, że warto w niego inwestować i to się opłaciło. Na mistrzostwach Europy w 1991 roku był już u mnie jednym z podstawowych graczy, obok wchodzących wtedy do kadry Macieja Zielińskiego i Mariusza Bacika. W 1993 roku byłem z nim na testach w LA Clippers, kiedy na tle zawodników amerykańskich prezentował się dobrze, ale rywale okazali się potężniejsi fizycznie i górowali. Uważam, że gdyby spróbował kilka lat później, miałby większą szansę na angaż w NBA. To był koszykarz o wielkim wachlarzu umiejętności, zawodnik finezyjny, a nie wyrobnik, porywał widowiskową grą kibiców w kraju i za granicą.

Eugeniusz Kijewski (62 l.), trener Wójcika w kadrze i Prokomie Trefl Sopot:

- Zdobyliśmy razem 7. miejsce mistrzostw Europy i trzy mistrzostwa Polski. Wspaniały zawodnik i człowiek. Roztaczał wokół siebie pozytywną aurę. Świetnie dogadywał się z młodzieżą, potrafił rozmawiać z adeptami koszykówki, miał trenerskie zacięcie. Nigdy nie było z nim żadnych problemów. Wiadomo, jak to bywa na wielotygodniowych obozach, gdzie nie wszyscy są w stanie ze sobą wytrzymać. On łagodził różne sytuacje. Młodsi patrzyli na niego z respektem i słuchali go. Wydawało się, że jest długowieczny, był w świetnej formie fizycznej, zachowywał sportową sylwetkę. Słyszałem, że miał przeszczep szpiku, który się przyjął, ale niestety potem stało się najgorsze.

Andrzej Pluta (43 l.), były reprezentant Polski, kolega Wójcika z kadry:

- Jestem w szoku, trudno uwierzyć, odszedł świetny kolega, przyjaciel, legenda polskiej koszykówki. Teraz mogę powiedzieć, że miałem szczęście i zaszczyt grać u boku koszykarza, który talentem przerastał nas wszystkich o klasę. Przyjaźniliśmy się, przyjaźniły się nasze rodziny. Gdy zaczynałem poważną przygodę ligową, a potem w kadrze, Adam był uznaną firmą, doświadczeniem bił mnie na głowę, wprowadzał mnie w arkana zawodowej koszykówki, wiele się od niego nauczyłem. Świetne się nam współpracowało w reprezentacji. Kiedy przychodził do Bobrów Bytom w 1995 roku, miałem w tym klubie koszulkę z numerem 10. Ale to był jego numer, więc od razu, nawet nieproszony o to, oddałem mu go. Spokojny, zrównoważony, nieagresywny, dla każdego miał dobre słowo. Ale i zadziorny, w dobrym sportowym znaczeniu. Wójcik to była marka w koszykówce i tak pozostanie na zawsze.

Najnowsze